test

Cezary Kulesza — Prezes z konewką w płonącym domu

Trzeba to powiedzieć wprost: Cezary Kulesza zaczyna być problemem polskiej piłki. Jego ostatnia wypowiedź po porażce z Finlandią brzmi jak oderwana od realiów bajka opowiadana przez człowieka, który już dawno stracił kontakt z boiskiem, szatnią i kibicami.

„Przegraliśmy dopiero jeden mecz… Możemy wyjść z tej grupy nawet na pierwszym miejscu… Chcę wprowadzić spokój i rozsądek.”

To nie są słowa lidera, to są słowa człowieka, który gasi pożar plastikową konewką.

Jeden mecz? Naprawdę? Przegraliśmy nie tylko mecz – przegraliśmy zaufanie piłkarzy, sympatię kibiców i resztki autorytetu selekcjonera. Trener skłócony z kapitanem, kadra grająca bez cienia pomysłu, kompromitujące wyniki, a prezes mówi o „walce do upadłego” i uspokaja, jakbyśmy co najwyżej stracili lotnisko w Euro Truck Simulatorze.

To już nie jest śmieszne – to przerażające.

Bo oto prezes największego związku sportowego w Polsce nie rozumie ani powagi sytuacji, ani swojej roli. Zamiast działać, przeciwdziałać, rozliczać, on woli zagłuszać rzeczywistość frazesami. Tymczasem kibice nie są głupi – widzą, że reprezentacja nie funkcjonuje. To nie jest jeden zły dzień. To efekt systemowego bajzlu, w którym Kulesza od początku grzebie rękami po łokcie.

Reprezentacja Polski nie potrzebuje teraz spokoju. Potrzebuje prawdy. Potrzebuje cięcia – chirurgicznego, bez znieczulenia. A jeśli Kulesza nie potrafi wyciągać wniosków z katastrofy – powinien sobie uczciwie odpowiedzieć, czy sam jeszcze wie, po co tam jest.