Legia Warszawa wygrała w środę 4:0 z Zagłębiem Lubin. Po zakończeniu spotkania, a także w jego trakcie, media społecznościowe zalała fala komentarzy, w których można przeczytać, jaki to wspaniały skutek odniosło pobicie piłkarzy stołecznego zespołu przez chuliganów w kominiarkach, mieniących się kibicami.
Po raz kolejny wyrażę swoją opinię, że takie postrzeganie patologii, jaką jest „motywowanie liściem” jest totalną bzdurą. Z drugiej strony nie powinna dziwić pochwała siłowych rozwiązań, gdy obserwuje się w naszym kraju wszechobecną nienawiść do wszystkiego i wszystkich.
Tym wszystkim, którzy twierdzą, że pobicie piłkarzy warszawskiej Legii jest chwalebnym czynem, zadam jedno pytanie. Jak byście się czuli, gdyby w Waszych zakładach pracy szefostwo wynajęło bojówki, które obiją Wam twarze, gdy nie wykonacie normy? Odpowiecie: Ale przecież „piłkarz” to zawód z innej półki. Trzeba oddawać serce za klub, którego koszulkę się zakłada itd., itd.
Otóż nie. Czasy romantycznego futbolu już minęły i dziś jest to po prostu normalna profesja, a wielu zawodników piłką nożną nawet się nie interesuje. Problem tkwi w tym jak zawodnicy są opłacani. Szczególnie w tak pszenno – buraczanej lidze, jaką jest nasza rodzima, że tak się wyrażę, EXTRAklasa. Kosmiczne zarobki za wątpliwej jakości wykonywane usługi – tym należy się zająć. I tutaj można zrozumieć frustrację kibiców. „Tyle zarabiacie, a żadnej ambicji nie macie„.
Ktoś jednak decyduje się, aby płacić tym najemnikom, ogromne jak na polskie warunki, apanaże. Dopóki to się nie zmieni, jak misie do miodu ściągać będą do Polski, różnego rodzaju, pożal się Boże, kopacze gały.
Kiedyś słyszałem wypowiedź jednego ze znanych dziennikarzy, który zaproponował, aby ustalić w polskiej lidze limity płacowe. 5-7 tysięcy złotych miesięcznie i zobaczymy wówczas, ilu graczy zostanie na zielonej murawie w 28 lidze Europy. Marzenia ściętej głowy…
***
O tym jak piłkarze traktują te „kibicowskie pogadanki” świadczy wypowiedzi zawodników, którzy doświadczyli tych niesamowitych doznań. Oto wypowiedź jednego z nich, którą zamieścił niedawno na Twitterze Szymon Jadczak.
W podobnym tonie wypowiadał się również ostatnio Radosław Kałużny, były reprezentant Polski. Był on „dyscyplinowany” przez kibiców podczas swojej kariery. Ile sobie z tego robił?
– Odbyłem parę rozmów w życiu, tłumacząc się pod sektorem kibiców. Mówisz, to co chcą usłyszeć, posłuchasz jobów, pragnąc jak najszybciej mieć z głowy spotkanie. A potem i tak wszystko zostaje po staremu. Nigdy mi się nie dostało od kibiców, choć czasem mieli ochotę. Z Wisłą przyjechałem na mecz z Zagłębiem Lubin. Pół stadionu darło się: 'Kałużny! Co?! Ty k…!’. Środkowy paluszek od razu poszedł w górę – powiedział Kałużny.
- Portugalski skrzydłowy przechodzi do Jagi z cypryjskiego klubu. Wcześniej już grał w Ekstraklasie
- Spełnienie wymarzonego scenariusza dla polskiej piłki klubowej coraz bliżej
- Wielki hit Bundesligi. Mecz na szczycie w Leverkusen
- Czas na kolejne emocje związane z meczami najlepszej ligi świata
- Boniek podsumował zwycięstwo Jagi. „To nie jest jakiś wielki sukces”