Osobowości niższych lig. Arkadiusz Marczyk, kierownik NKP Podhale Nowy Targ: Chciałbym cholera jednak zremisować z tą Stalą Rzeszów przy tych ich 7000 kibiców

Po dłuższej przerwie spowodowanej zamieszaniem z zakończeniem sezonu w ligach od III w dół, wracam z cyklem „Osobowości niższych lig”. Bohaterem dzisiejszego odcinka jest Arkadiusz Marczyk, kierownik pierwszego zespołu NKP Podhale Nowy Targ.

Z Arkiem znamy się już dość długo, często wspiera mnie dobrym słowem w mojej działalności związanej z klubami z niższych lig. Nasza znajomość sięga jeszcze czasów „Futbol.pl”, na którym zaczynałem opisywanie rzeczywistości zespołów od III ligi w dół. Popularny „Kiero”, to niesamowicie pozytywny człowiek, uwielbiany przez drużynę Podhala, jej dobry duch.

Wielu czytelników z pewnością kojarzy Arka Marczyka z jego relacji, które zamieszczałem niejednokrotnie na łamach czy to „Futbol.pl”, czy teraz GF. Dziś przedstawiam wszystkim bliżej kierownika Podhala Nowy Targ.

Arkadiusz Marczyk

 

Kilka słów o sobie dla czytelników GF, którzy Cię jeszcze nie znają z publikacji na łamach portalu. 

Od 3,5 roku jestem kierownikiem w III-ligowym NKP Podhale Nowy Targ. Prywatnie miłośnik piosenki turystycznej i poezji śpiewanej, a także podróży i aktywnych form spędzania czasu. Natura jest dla mnie świętością – staram się nie jeść mięsa, uwielbiam każdy rodzaj psa, a jak wpadnie jakiś robal do pokoju, to łapię go w słoik i wyrzucam przez okno (śmiech).

Piłka nożna od kiedy pojawiła się w Twoim życiu?

Odpowiem Ci tak – pierwsze transmisje radiowo-telewizyjne które kojarzę to Mistrzostwa Świata we Włoszech w 1990. Do dzisiaj potrafię zanucić motyw muzyczny z tych mistrzostw. Pamiętam, że mecze grupowe oglądałem u mojej babci w Rabce-Zdrój na starym czarno-białym telewizorze Rubin. Potem mecze rundy pucharowej słuchaliśmy z bratem z radia w samochodzie zaparkowanym na polu kempingowym gdzieś nad Bałtykiem. Dramatyczny głos komentatora, wrzawa dopingu w głośnikach – chyba to był początek mojej fascynacji futbolem. W międzyczasie  sam zacząłem kopać starą odartą z łatek piłkę na podwórku. A raczej ją łapać, bo byłem bramkarzem, a brat bardzo chciał strzelać na bramkę.

 

Czy byłeś czynnym zawodnikiem? Jeśli tak, to opowiedz w jakich klubach.

Jako dzieciak zaliczyłem kilka edycji bardzo popularnych w tamtych czasach turniejów „dzikich drużyn”, a także uczestniczyłem w rozgrywkach w moim liceum. Potem po studiach długie lata grałem w Nowotarskiej Lidze Piłki Nożnej i Halowej. Ale nigdy nie byłem czynnym zawodnikiem – przynajmniej w tym związkowym ujęciu. Co prawda trenowałem i nawet pojechałem na pierwsze dwa mecze odradzającego się w „C” klasie ówczesnego klubu piłkarskiego w Nowym Targu, ale gdy podczas drugiego meczu zamiast obiecanego debiutu trener wpuścił nielegalnie na moją kartę innego zawodnika na boisko – zniechęciłem się.

Futbol to pasja? 

Hmm… wiesz, nie przesadzałbym z takim określeniem. To nie tak, że dzień bez obejrzenia meczu to dzień stracony. Myślę, że pasją są emocje jakie piłka nożna ze sobą niesie. 

Jesteś związany z Podhalem Nowy Targ. Opowiedz o tym jak zaczęło się „małżeństwo” z klubem?

Grając w Nowotarskiej Lidze Piłki Nożnej i Halowej poznałem Grzegorza Wronę, człowieka, który namówił mnie do współtworzenia TKKF „Gorce” zajmującego się głównie prowadzeniem amatorskich rozgrywek piłkarskich (a także kilku innych dyscyplin). Po pewnym czasie Grzegorz został prezesem powstającego z niebytu NKP Podhale Nowy Targ i krok po kroku mimowolnie zacząłem się wciągać w sprawy okołoklubowe. Na początku było to pisanie projektów dotacyjnych, fotografowanie meczów oraz prowadzenie strony internetowej klubu. Potem w 2014 r. zaproponowano mi funkcję skarbnika w zarządzie klubu. Przełom „w małżeństwie” nastąpił w 2016 roku kiedy to ówczesny prezes Andrzej Podgórski obdarzył mnie dużym zaufaniem przyjmując na kierownika drużyny. Jestem mu za to bardzo wdzięczny.

Skąd smykałka do bycia „ogarniaczem”? Wiem, że zajmujesz się w klubie wieloma aspektami i robisz to profesjonalnie.

Myślę, że to wynika z mojego charakteru oraz wcześniejszego doświadczenia zdobytego w TKKF. Tam spotkałem się z wieloma wyzwaniami natury organizacyjnej, a także poznałem i nauczyłem się współpracować z wieloma różnymi charakterami ludzi. Ale pewnie wszystko to ma swoje korzenie w tym, że od zawsze nie mogłem spokojnie usiedzieć  i starałem się udzielać w każdej interesującej mnie inicjatywie społecznej. Mam też takie wewnętrzne przeświadczenie, że wszystko da się zrozumieć i „ogarnąć”, jeśli poświęcisz temu wystarczającą ilość czasu i energii, której mi nie brakowało.

Największy sukces i największe rozczarowanie podczas pracy w „Szarotkach”.

Ufff… myślisz, że największym dotychczasowym rozczarowaniem będzie dla mnie brak dosłownie jednej bramki w ostatnim meczu ze Stalą Rzeszów w walce o awans do 2 ligi w sezonie 2018/2019? No to Cię muszę chyba zdziwić nie? To na pewno było mega traumatyczne doświadczenie i przez kilka tygodni nie mogłem uwierzyć, że brakło nam tej kropki nad „i”. Ale uznałem, że tak po prostu jest czasem w sporcie, a osiągnięty wtedy wynik jest właśnie największym sukcesem naszej wspólnej pracy ówczesnego sztabu i zawodników. Na linii Mrózek-Zubek-Wójcik-Pustułka i Marczyk dogadywaliśmy się niemalże bez słów. Ok, to już ustaliliśmy, co nie jest największym rozczarowaniem – a co jest? hmmm… chciałbym to pozostawić dla siebie.

Najbardziej humorystyczne zdarzenie z Twoim udziałem na meczu Podhala.

Mój Boże, ha ha ha, dużo tego było… Przykładowo, kiedyś wracaliśmy z dalekiego wyjazdu z Lubelszczyzny. Zatrzymaliśmy się na jakiejś stacji benzynowej na chwilę. Po 10 minutach zawodnicy wracają do autobusu, a że była to już głęboka noc to na automacie pada moja komenda „wszyscy są?” i w drogę. Po 2 minutach dzwoni mój telefon, a w słuchawce przerażony zawodnik, że był „na dwójce” i odjechaliśmy bez niego… No i trzeba było nawrócić jakoś po nieszczęśnika. Do dzisiaj choć tego zawodnika już nie ma w Podhalu jak pada komenda czy „xxx jest?” to oznacza, że możemy jechać dalej (śmiech). Od tego czasu liczę ich już nieco dokładniej.

Albo w Radzyniu Podlaskim, zależało mi abyśmy spali jak najbliżej stadionu Orląt. Zgodziłem się więc wynająć nam dwa hotele (osobny dla zawodników a osobny dla sztabu) ponieważ w jednym nie mieli tylu miejsc dla nas. Przez słuchawkę byłem zapewniany, że drugi obiekt znajduje się „100 metrów obok”. W rzeczywistości było nieco inaczej i trener Zubek (wtedy jeszcze asystent) do dzisiaj wypomina mi, że zanim wrócił ze śniadania z zawodnikami do swojego hotelu to już zdążył zgłodnieć!

Pamiętam też jak na jakimś obozie zrobiłem sobie fotkę w koszulce ulubionego klubu naszego Petera Drobnaka – Slovan Bratysława. Potem 1 kwietnia opublikowałem je wraz z informacją, że od przyszłego sezonu zostałem zaangażowany na stanowisko kierownika u słowackiego mistrza kraju i że rozgryzam już regulamin eliminacji do Ligi Mistrzów. Chyba zrobiłem to bardzo przekonująco, bo jeszcze dobre kilka tygodni później co rusz któryś znajomy na serio dopytywał mnie jak to się stało, że tam będę pracować. 

Ale w sumie najbardziej humorystyczne sytuacje zdarzają się na ławce rezerwowych podczas niemal każdego meczu. Monty Python by się nie powstydził. Może kiedyś o tym też opowiem.

 

Jesteś częścią zespołu, który zasłynął z wielkiego ducha walki. Co takiego jest w Podhalu Nowy Targ co sprawia, że panuje w nim specyficzna atmosfera?

Sam się nad tym zastanawiam. Musimy wziąć pod uwagę fakt, że my dopiero wychowujemy swoich graczy, ponieważ wcześniej w Nowym Targu nie istniała Akademia Piłkarska, nie mówiąc już o takim kosmicznym pomyśle jaki udało się zrealizować w postaci powołania piłkarskiej Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Myślę, że największą rolę odgrywają szczere relacje pomiędzy sztabem a zawodnikami. Mam takie wrażenie, że jeśli zawodnik czuje, że jest traktowany fair, że zawsze może liczyć na szczerość i naszą pomoc w różnych sytuacjach, że czuje iż wstawiamy się za nim – to także dla nas zostawi te 110% na boisku. Poza tym wystarczy choć raz posłuchać „Janicka” w szatni po wygranym meczu – to zostaje w tobie na długo.

Dariusz Mrózek i Marcin Zubek…Opowiedz co nieco o nich.

Mam gdzieś takie zdjęcie jak stoją koło siebie… hahaha! To byłaby dobra ilustracja do tego jak dobrze się uzupełniali. Oczywiście nie mam żadnego prawa oceniać warsztatu trenerskiego obu panów. Z punktu widzenia kierownika – trener Darek to mega normalny facet, uśmiechnięty profesjonalista z którym można było o wszystkim pogadać. A czasem nawet powymieniać złośliwe uszczypliwości. Miłośnik starych rockowych przebojów (no starych dla mnie – dla niego nie, śmiech). Było mi go ogromnie żal po przegranym awansie do 2 ligi i żałuję także, że postanowił w grudniu wrócić do swojego miasta do Rekordu Bielsko-Biała. 

Na szczęście zdecydował się z nami zostać trener Marcin, który kontynuuje ich wspólną pracę oraz dodaje swoje autorskie rozwiązania. Nie ukrywam, że bardzo mu kibicowałem kiedy zastanawiał się nad objęciem funkcji „pierwszego”. Widzę ile pracy kosztowało go bycie tu gdzie jest teraz, jak mocno angażuje się w swoje obowiązki a zazwyczaj wychodzi daleko daleko ponad to co tak naprawdę się od niego wymaga. Do tego jest człowiekiem „z regionu” – ma takie swoje  powiedzenie o tworzeniu charakterystycznego tylko dla tego klubu DNA. Widać, że umie to DNA odnajdywać i przekazywać innym w drużynie.

Do tego mamy teraz w sztabie Pawła Kucka, którego na swojego asystenta wybrał trener Marcin oraz trenera bramkarzy Mateusza Wójciku i naszego fizjo Artura Pustułkę. Wszyscy panowie to wulkany energii, niewiele im trzeba aby wcielić jakikolwiek pomysł w życie. I co najważniejsze – mam wrażenie, że świetnie się dogadujemy tak w klubie jak i poza nim. Z tymi ludźmi mógłbym iść i konie kraść…

Poświęcasz wiele czasu na pracę w klubie. Czy pojawiało się zwątpienie? Myśl, żeby rzucić to wszystko…

Tak. Miałem takie momenty, kiedy myślałem sobie, że chyba już pora aby trochę wyluzować. Kryzys pojawia się co pewien czas, ale na razie przegrywa z futbolem i ludźmi w zespole.

Poza klubem czym się zajmujesz? 

Obecnie pracuję w jednej z samorządowych jednostek budżetowych w Nowym Targu. Typowa biurowa praca od 8:00 do 16:00. Na szczęście interesująca.

Często wrzucasz do sieci zdjęcia z ciekawych miejsc. Lubisz podróżować?

O tak! Bardzo! Oczywiście ze względu na terminarz III ligi tego czasu nie ma aż tak wiele, stąd najczęściej razem z moją partnerką spędzamy Boże Narodzenie i Sylwestra w jakimś ciekawym miejscu w Europie lub poza nią. W ciągu roku także staramy się uczestniczyć w jakiś ciekawych festiwalach muzycznych lub sami organizujemy sobie kilkudniowe wyjazdy w góry. Jesteśmy fanami spania w samochodzie i biwakowania w naturze.

Arek Marczyk dziś to…

Facet przed 40-tką, który ma jeszcze wiele rzeczy do zrobienia w życiu.

Arek Marczyk za 5 lat to…

Posiadacz własnego domu w ciepłym kraju na południu Europy, który poza wynajmowaniem pokojów dla turystów, wspiera swoją pracą lokalny włoski klub piłkarski (śmiech).

Wypowiesz się o obecnej sytuacji w futbolu związanej z ogólnonarodową dyskusją o wariantach zakończenia lub nie sezonu?

Ja bym to pytanie ujął nieco inaczej, bo o słuszności pewnych wyborów, wariantach, możliwych rozstrzygnięciach czy podjętych w ostatnich dniach decyzjach wypowiedzieli się już chyba niemal wszyscy. Ja mam takie ogólne przemyślenie, że ta cała sprawa z wirusem powiedziała „sprawdzam!” dla podstaw finansowania klubów od 1 ligi do 3 ligi. Zobaczymy kto z tego wyjdzie cało.

Jak najbliższe osoby znoszą Twoją futbolową zajawkę?

Moja partnerka bardzo mnie wspiera we wszystkim co robię. Jest wyrozumiała ale potrafi też powiedzieć mi prosto w oczy to czego sam czasem nie widzę. Myślę, że rozumie jak wiele energii daje mi kontakt z moimi piłkarzami, wyjazdy, mecze. Namówiła mnie na prowadzenie własnego bloga o przeczytanych przeze mnie książkach piłkarskich. A ostatnio dzielnie znosiła moje humory związane z nauką i rozwiązywaniem testów kwalifikacyjnych na kurs… sędziowski. Przy tej okazji – panowie sędziowie, jeśli ogarniacie te wszystkie niuanse na boisku to mega szacun. 

Jeden dzień z Twojej pracy w Podhalu, który chciałbyś przeżyć od nowa zmieniając jego przebieg.

Kurcze… mimo tego co wcześniej powiedziałem, chciałbym cholera jednak zremisować z tą Stalą Rzeszów przy tych ich 7000 kibiców i świętować wejście do 2 ligi na ich stadionie. Ten mecz to było coś. Siedziałem na tej ławce naprzeciwko całej biało niebieskiej trybuny przy ogłuszającym dopingu dla Stali i zastanawiałem się jakie mam szczęście, że dotarłem do tego punktu w moim piłkarskim życiu.

Arek, czego Ci życzyć?

Zdrowia. Bo jeśli chodzi o resztę to jak mówi nasz trener bramkarzy Mati Wójcik – „mam dwie ręce, mam dwie nogi i umiem ich użyć”.

Dziękuję za rozmowę.

Grzegorz Sawicki

Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.

Możliwość komentowania została wyłączona.

Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.