Gdyby blizny mogły mówić. Zapalamy znicz Mikołajowi Kucharskiemu

Kiedy ktoś bliski naszym sercom przedwcześnie opuszcza ziemski padół łez, zadajemy sobie mnóstwo pytań, na które i tak nie otrzymujemy nigdy jednoznacznych odpowiedzi. Wszystkie stanowią zaledwie banalne usprawiedliwienia braku logicznych wytłumaczeń. Tydzień temu zmarł umiłowany syn, kochający ojciec, przyjaciel ludzi, metalowiec pełną gębą, ale również dziennikarz naszego portalu – Mikołaj Kucharski. I wciąż nie możemy pogodzić się z tym faktem. Dziś w kilku słowach zapalamy znicz ku pamięci „Mikiego”.

Zapewne doskonale znacie utartą myśl, że żadna praca nie hańbi. Bujda na resorach! Bo według mnie to potężny dyshonor, gdy ktoś para się robotą na stanowisku śmierci. Łazi taka od mieściny do mieściny w ponurym wdzianku, które otrzymała od firmy, i odbiera ludziom (często nadwrażliwym) ostatnie tchnienie z piersi. Coś na wzór komornika, tyle że wykonywana przez kostuchę egzekucja rzeczywiście nosi pieczęć bezapelacyjnej. Nie ma możliwości, żeby się od decyzji odwołać albo szukać polubownego rozwiązania. Najgorsze, że w obliczu śmierci stajemy się bezsilni, bezradni. A Mikołaj z nią walczył. Rżnął w karty o życie do końcowego gwizdka sędziego (niebezpiecznego krupiera), siedząc przy stole swojego losu. Choć miał świadomość, że talia jest znaczona, nie poddawał się ani na moment.

Wracając na łamy Galaktycznego Futbolu, otrzymałem zadanie od Grzegorza Sawickiego, aby skonstruować treść ogłoszenia, w którym poszukujemy nowych redaktorów. Jednym z wielu kandydatów był Mikołaj Kucharski. Za selekcję odpowiadał Gregg, a ja miałem potem współpracować ze „świeżakami”, aby podnieść jakość tworzonych przez nich artykułów pod względem językowym tudzież merytorycznym. „Miki” został przyjęty bez mrugnięcia okiem i był jedną z pierwszych osób, która zgłosiła się do mnie ze swoimi tekstami. Pamiętam, że wystawiłem mu mocną czwórkę za debiutancki artykuł w naszym serwisie, wskazując przy tym błędy do wyeliminowania. Dostosował się. W Mikołaju zaimponowało mi właśnie to, iż chciał się uczyć dziennikarskiego rzemiosła. Pragnął dążyć do perfekcji w pisaniu, pomimo że byłem od niego o dziesięć lat młodszy. Już wtedy wiedziałem, że bazowanie na doświadczeniach stanowi życiową mądrość Kucharskiego.

– Cześć, Mikołaju. Mogę zająć chwilę?

– Tak. W czym rzecz?

– Chodzi o Twój tekst. Większych zastrzeżeń językowych nie mam, ale nie nadużywaj wielokropków. Ludzie tego nie trawią. Poza tym za premierę wystawiam Ci mocną 4+. Nie odbierz moich słów jako czepialstwo. Chociaż bywam upierdliwy. Ale u Ciebie wyłącznie to szwankowało. Te wielokropki. Reszta bez zarzutu – prawiłem.

– I jeszcze myślniki – ale to Grzegorz usunął przed zamieszczeniem. Takie maniery. Wcześniej pisałem teksty do punkowskiego zina, szkolnych gazetek, prace licencjackie, prezentacje maturalne, itp. Dziennikarstwo sportowe to zupełnie inna bajka i wiem, że pewne rzeczy trzeba wyeliminować. Dzięki za uwagi, proszę o więcej – odpowiadał z pokorą „Miki”.

Gdy przeczytałem, że mam do czynienia z człowiekiem, który pisał na temat punkowej subkultury, pomyślałem: „Brat mi się odnalazł!”. Nasze debaty stricte piłkarskie lub reporterskie zeszły na dalszy plan, a ich miejsce zajęła muzyka. Mikołaj z rozrzewnieniem wspominał, jak udał się na koncert Sepultury, który odbył się w katowickim Spodku w 1996 roku (trasa „Roots”), kwitując jednocześnie – z olbrzymim uśmiechem – następującymi słowami rozłam zespołu: „Jak się rozpadli zaraz potem, to się tak obraziłem, że tej nowej Sepultury nie słuchałem”. Aż przyszedł mi na myśl fragment utworu „Sokoła”, nagrany na potrzeby filmu pt. „Jeż Jerzy”, który sparafrazowałem: „I nie wiem, ile w tym prawdy – słyszałem tylko plotkę, że Mikołaj jako jedyny latał katowickim Spodkiem”. Ponadto sympatyzował z wieloma innymi grupami czy nurtami muzycznymi: Korn, Detroit, The Prodigy, rave, d’n’b, industrial techno, teki. „Mikiemu” wpadało w ucho dużo elektroniki, ale bardziej tanecznej i raczej ekstremalnej. Komentował to krótko, zwięźle i zdecydowanie na temat: „Lubię szybko, ciężko i brudno”.

Kontakt urwał się nam w marcu, tuż przed moimi trzydziestymi drugimi urodzinami. Żałuję, bo obiecywaliśmy sobie, że gdy tylko obostrzenia pandemiczne zostaną zniesione, umówimy się na wspólny udział w jakimś koncercie. Chyba nie miało dla nas większego znaczenia, jaki to miałby być event. Po prostu chcieliśmy dzielić wielowymiarowość tego, co mogliśmy czerpać od świata. Mikołaj to osoba, która kochała życie widziane z rozmaitych perspektyw, czego dowodem są słowa jego przyjaciela, Dawida Hibnera:

– Grałem z „Mikim” w Baborówku. Mikołaj niezwykle energiczny, zawsze uśmiechnięty. Na boisku oraz poza nim bardzo motywował drużynę, dużo podpowiadał, mobilizował. Był świetnym bramkarzem, fajnie się z nim grało. To osoba pozytywnie zakręcona na boisku. Mnóstwo krzyczał, co dobrze wpływało na zespół. Wszystko widział: kto, gdzie i jak ma się ustawić. Mimo że później zmienił barwy, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że był to najlepszy golkiper oraz najwspanialszy motywator, z jakim mogłem dzielić szatnię. Mikołaj całym sercem kochał swoje dzieci, często o nich mówił, wychwalał. Był z nich dumny, a najbardziej chyba z syna, który występuje w Warcie Poznań na bramce. Często zabierał go na nasze mecze. To sprawiało, że „Miki” czuł się dodatkowo zmotywowany – podkreśla Dawid.

Na początku napomknąłem o nadwrażliwości (nie mylić z przewrażliwieniem), zatem od razu przypomina mi się piosenka pt. „Posłanie do nadwrażliwych”. Pada tam fraza: „Za wasze uzdolnienia niewykorzystane”. To nad wyraz definiuje Mikołaja i jego talent do pisania. To pasuje właściwie do mnie, do ciebie czytelniku, do nas wszystkich, którzy nie uporaliśmy się z chłonięciem bodźców emocjonalnych serwowanych przez świat. Przez ludzi. Przez to, że każdy dramat traktowaliśmy jak własny. A własne tragedie bolały nas jak nikogo.

Wyrzucam sobie, „Miki”, że nigdy nie poznałem Cię osobiście. Szkoda, że Twoja krew zmęczyła się zbyt prędko. Brakuje mi przerwanych dyskusji, kilku niedopowiedzeń, z którymi zostawiłeś mnie tutaj. Obiecuję, że jeszcze się spotkamy, dobroduszny skurczybyku. I obecnie mogę Ci, drogi kompanie po piórze, jedynie przysiąc, że będę dbał o pasję do piłki nożnej tak, jak mnie w tej kwestii wyedukowałeś. Tęsknimy za Tobą. Wypłakujemy sobie ostatnie oczy, zastanawiając się głęboko, co by było, gdyby blizny mogły mówić.

Spoczywaj w pokoju, Mikołaju!

Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.

Możliwość komentowania została wyłączona.

Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.