Osobowości niższych lig. Arkadiusz Jargieło, działacz i zawodnik The Eagle FC: Sędziom zdarza się nas „kręcić” tylko dlatego, że jesteśmy drużyną polonijną

W kolejnym odcinku z serii „Osobowości niższych lig” wyjątkowy gość. Przedstawiciel polonijnego klubu The Eagle Football Club Arkadiusz Jargieło.

Arka (nie będę „panował”, gdyż przeszliśmy na „ty”) poznałem przed rozpoczęciem „Konkursu na najpopularniejszą osobę w galaktycznej społeczności niższych lig”. Zabawa miała wyłonić postać najbardziej medialną wśród tych związanych w taki czy inny sposób ze światem „niszowego” futbolu w Polsce. Nasz bohater został zarekomendowany przez przedstawicieli Polonii w Wielkiej Brytanii i zmieniłem „trochę” zasady gry, kwalifikując Arka do konkursu. Jak się okazuje, był to strzał w dziesiątkę. Zawodnik The Eagle Football Club dotarł aż do pólfinałów, zdobywając oprócz wielkiej ilości głosów, również ogromną sympatię wśród czytelników GF.

Podczas trwania zabawy, rozmawialiśmy kilkakrotnie, być może łatwiej nam było osiągnąć nić porozumienia, gdyż sam mieszkałem w Manchesterze przez ponad 12 lat. Po zakończeniu konkursu postanowiłem namówić zawodnika The Eagle na dłuższą pogawędkę w cyklu „Osobowości niższych lig”. Udało się i dziś mogę zaprosić na spotkanie z Arkiem Jargieło.

 

 

Cześć. Poproszę kilka słów o sobie dla tych czytelników, którzy Cię jeszcze nie znają.

Witam wszystkich bardzo serdecznie. Nazywam się Arkadiusz Jargieło. Rocznik 1987. Pochodzę z niewielkiej miejscowości pod Biłgorajem w województwie lubelskim o wdzięcznej nazwie Sól. Od 9 lat mieszkam na Wyspach Brytyjskich, gdzie m.in. jestem działaczem i zawodnikiem polonijnego klubu The Eagle FC. Niepoprawny optymista. Marzyciel. Podróżnik. Mąż Marzeny. Ojciec Wiktorii.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z futbolem?

Futbol w zasadzie towarzyszy mi od zawsze. Zamiłowanie do tego sportu zaszczepił we mnie mój tato, który zabierał mnie, jako małego brzdąca, na mecze lokalnej drużyny, Łady Biłgoraj. Łada w okresie mojego dzieciństwa była bardzo ciekawą drużyną, grającą nawet w 3. lidze i rywalizującą z takimi ekipami jak Motor Lublin, Korona Kielce czy Cracovia. Prezentowali fajny dla oka futbol i dostarczali wielu wrażeń. Poza tym w każdą środę siadaliśmy głęboko w fotelach i emocjonowaliśmy się rozgrywkami Champions League.
Na kanwie tych doświadczeń zamarzyłem, by zostać piłkarzem. Początki z uprawianiem tego sportu były dość prozaiczne – po szkole, piłka pod pachę, na boisko i kopaliśmy ze znajomymi do późnych godzin wieczornych. W między czasie w naszej miejscowości utworzono klub piłkarski, Olender Sól. Większość chłopaków z którymi grywaliśmy na podwórku dołączyła do drużyny, by kontynuować swoje marzenia o zostaniu wybitnym futbolistą. Cel wydawał się o tyle bardziej realny, że po rejestracji w zespole staliśmy się prawdziwymi piłkarzami, grającymi w prawdziwym klubie, rywalizującymi w prawdziwych rozgrywkach!
Moja błyskotliwie zapowiadająca się kariera została zastopowana przez prozę życia. Studia, inne otoczenie, inny klimat. Człowiek musiał zejść na ziemię i skupić się na innych rzeczach. Później emigracja, gdzie trzeba było od podstaw budować swój status społeczny. A to w obcym kraju nigdy nie jest łatwe.

Futbol w UK to od poczatku The Eagle?

W zasadzie tak. The Eagle jest pierwszym klubem na Wyspach w którym kopię piłkę. Z dużą dozą prawdopodobieństwa zakładam, że pierwszym i ostatnim. Nie planuję żadnych ruchów transferowych do końca mojej przygody z piłką, chyba że zmusi mnie do tego sytuacja życiowa.
Przez siedem lat w Anglii raczej koncentrowałem się na pracy. Brakowało mi czasu, może też trochę motywacji do gry. Dopiero jak skończyłem 30 lat poczułem ponownie niewyobrażalny głód futbolu, tej adrenaliny, rywalizacji, klimatu szatni. Zdałem sobie sprawę, że w zasadzie to ostatni dzwonek, by z tej piłki, w takim wymiarze czysto sportowym, jeszcze coś wycisnąć. I tak w moim życiu pojawił się The Eagle Football Club.

Ile czasu poświęcasz na działalność w klubie?

Powiem szczerze, że całkiem sporo. Od samego początku mojego pobytu w klubie złapałem dobry kontakt z osobami „decyzyjnymi”. Inna sprawa, że znałem z autopsji zasady działania klubu piłkarskiego. Wiedziałem, że to nie jest łatwa sprawa i od początku byłem nastawiony na to, by w miarę możliwości pomagać, nie tylko w wymiarze sportowym. Stosunkowo szybko, bo już po pierwszym sezonie, zostałem zaproszony w struktury zarządu i od tamtej pory przybyło mi nieco obowiązków poza boiskowych.

Czym się w nim zajmujesz, bo wydaje mi się, że „wszystkim” z tego co słyszałem?

Absolutnie nie! Klub ma dość szerokie struktury, więc jest spora grupa osób, która tym dowodzi. Ja skupiam się na szeroko rozumianym marketingu, korzystając z kontaktów jakie udało mi się nawiązać przez ponad 30 lat życia. Odpowiadam też za social media w klubie, dbając o ciekawy kontent i pozytywny odbiór zespołu oraz próbując w ten sposób docierać do potencjalnych, nowych kibiców i fanatyków piłki.

W jakiej lidze występuje The Eagle?

Aktualnie występujemy w Cambridgeshire Mead Plant & Grab County League Division 3B. Przekładając to na język polski i używając nomenklatury liczbowej jest to 15 poziom w piramidzie rozgrywkowej w Anglii.

Jak wygląda struktura klubu?

Klub – jako członek FA – musi mieć jasno wyodrębnione struktury. Jest prezes (Mateusz Kupka), sekretarz (Jarosław Olczak), skarbnik (Ilona Tasior) plus kilku innych członków zarządu, którzy decydują o fundamentalnych kwestiach funkcjonowania klubu, na czele z wyborem szkoleniowca. Funkcję tę obecnie sprawuje Arkadiusz Reputała, który wraz z zarządem ustala plan sparingów czy przydatność do drużyny testowanych zawodników.
Ja, o czym już wspomniałem, pełnię funkcję marketingowca, czyli generalnie dbam o to żeby o klubie się mówiło. Mało tego, żeby mówiło się jak najwięcej. Ubiegłego lata przeprowadziliśmy całkiem udaną ekspansję medialną, dzięki czemu można było o nas posłuchać m.in. w radiu Weszło FM.

Sieć skautów stanowią w zasadzie sami zawodnicy, którzy uczestniczą w innych rozgrywkach piłkarskich na terenie hrabstw Cambridgeshire i Suffolk (ligi szóstek, liga halowa czy towarzyskie granie). Jeśli jest jakiś wyróżniający się chłopak, to proponują mu dołączenie do The Eagle. Dodatkowo zawodnicy próbują znaleźć potencjalne wzmocnienia wśród znajomych lub metodą znajomy-znajomego. Ogłaszamy się w każdy dostępny sposób o możliwości spróbowania swoich sił w naszym zespole. Obecnie bardzo duży nacisk kładziemy na social media, które w ostatnim czasie stały się najpotężniejszym medium komunikacyjnym.

Czym charakteryzują się niższe ligi w UK i co je odróżnia od polskich?

Gdy porównujemy oba te piłkarskie światy to pierwsza, zasadnicza różnica jaka mi przychodzi do głowy to intensywność gry. Tutaj w Anglii bazuje się na motoryce, wydolności. Drużyny potrafią wyjść na boisko i presować od pierwszej do ostatniej minuty. W tych niższych ligach nie jest to może presing zbyt zorganizowany, ale mimo wszystko taki który zmusza do popełniania błędów.

To aspekty sportowe, a organizacyjne, infrastrukturalne?

Pamiętajmy że mówimy o klubie z 15 poziomu rozrywkowego. A zawodnicy w dniu meczowym mają do dyspozycji odżywki, przekąski i inne tego typu rzeczy. Wszystko jest przygotowane w taki sposób, żebyśmy mieli jak największy komfort gry. Piłkarze, którzy mieli do czynienia z futbolem na wyższym poziomie w Polsce są pod wrażeniem i bardzo doceniają to jak wszystko jest u nas zorganizowane.

My tutaj gramy niemal cały rok. Grudzień, styczeń, luty. Żaden problem. Dostajemy do dyspozycji boiska ze sztuczną nawierzchnią i trenujemy. Nawet w okresie zimowym są tutaj przepiękne naturalne murawy. Tak zwane stoliki. Żeby nie było jednak zbyt kolorowo, to są oczywiście też typowe klepiska na które ciężko patrzeć, już nie mówiąc o grze w piłkę.

Futbol w Anglii zastępuje religię. Moi brytyjscy przyjaciele zawsze powtarzali, że dla nich bez piłki świat nie istnieje. 

Właśnie stąd te różnice wynikają, przede wszystkim z innego podejścia do futbolu. Tutaj piłka nożna traktowana jest jak styl życia. Tutaj każdy gra w piłkę. A co najważniejsze nieustannie tworzy się podstawy do rozwoju tej dyscypliny. Każdy skrawek wolnej przestrzeni przekształca się w boiska piłkarskie.
Przy niemal każdym obiekcie jest pub w którym po meczu można usiąść, posilić się, odpocząć. Proszę sobie wyobrazić, że czasami zdarza się tak, że grając na wyjeździe dostajemy zaproszenia od gospodarzy, by coś zjeść, napić się wspólnie piwa. Oczywiście na ich koszt. Na boisku jesteśmy rywalami, walczymy, nie szczędzimy sobie złośliwości. Wraz z końcowym gwizdkiem oznaczającym koniec sportowej rywalizacji, wszystko się zmienia. Zostajemy kumplami. Siadamy wspólnie do stołu, dyskutujemy, śmiejemy się, żartujemy. To było dla mnie mocno szokujące na początku. Zupełnie inny świat.

Z jakimi problemami borykasz się „ogarniając” polonijny klub?

Prowadzenie klubu sportowego samo w sobie rodzi wiele problemów i trudności. Sprawa dodatkowo komplikuje się, gdy jest to klub polonijny.
Głównym problemem z jakim zmaga się zespół w zasadzie od początku istnienia dotyczy pozyskiwania sponsorów. Tajemnicą poliszynela jest, że brytyjskie przedsiębiorstwa nie są zainteresowane inwestowaniem jakichkolwiek pieniędzy w klub stworzony i zarządzany przez Polaków. W tej materii nasze pole manewru zawęża się w zasadzie tylko do rodaków, którzy mają własne biznesy na Wyspach i chcą pomóc. Przez wiele lat naszym głównym wspomożycielem był Paweł Drożdż, właściciel restauracji „Under The Eagle – Pod Orłem”. W tym sezonie zastąpiło go przedsiębiorstwo budowlane AMHI Ltd, dowodzone przez Andrzeja Militowskiego. Z tego miejsca chciałbym serdecznie podziękować obu Panom, bo bez ich ofiarności sytuacja i kondycja finansowa klubu byłaby zdecydowanie gorsza.

Jak wygląda sytuacja z naborem zawodników? Bodajże przedwczoraj jeden z polonijnych klubów zawiesił działalność właśnie przez brak zainteresowania ze strony graczy.

Drugi naczelny kłopot, jaki spędza nam sen z powiek przed każdym sezonem to rekrutacja zawodników i frekwencja meczowo-treningowa. Wszyscy mamy jakieś dodatkowe obowiązki: pracę, rodzinę i mnóstwo innych spraw na głowie. Czasami w tym natłoku wydarzeń i zadań trudno wygospodarować dwie godziny na trening. Powszechnie wiadomo, że „bez pracy nie ma kołaczy”. Więc jeżeli na treningu jest ośmiu chłopaków to trudno wypracować jakieś systemy, modele czy schematy rozegrania. W ubiegłym sezonie było z tym zdecydowanie lepiej i mamy nadzieję, że tendencja zwyżkowa będzie podtrzymana również w kolejnych rozgrywkach.

Nie spotykacie się, jako polonijny klub, z „innym” traktowaniem czy to przez rywali czy przez arbitrów?

Niestety, ale problem potrafią stanowić również sędziowie, którzy mówiąc delikatnie, nie pałają do nas wielką sympatią z tego powodu, że jesteśmy klubem polonijnym. Absolutnie nie mówię tego w kategoriach wylewania żali czy skarg. Bardziej w ramach ciekawostki. Zaznaczam też, że to nie jest nagminne. Sporadyczne przypadki. My się zdążyliśmy już do tego przyzwyczaić i jesteśmy przygotowani, że czasami trzeba walczyć nie tylko z jedenastoma rywalami na murawie. Posłużę się przykładem. 

Pojechaliśmy na wyjazd do lidera. Mocna ekipa, nie przegrali meczu. My szybko objęliśmy prowadzenie. Mecz mieliśmy pod względną kontrolą. Przeciwnikom z bezsilności zaczęły się grzać głowy. Robiło się coraz brutalniej. Kopniaki, uderzenia łokciem, uszczypnięcia, skrobanie po „achillesach”. Mecz zdecydowanie wymykał się spod kontroli. Po jednym z wejść popularnymi „saniami” w nogi naszego kolegi musiał on opuścić boisko i piłkę miał z głowy przez kolejne dwa miesiące. Sędzia z wielką łaską sięgnął po żółty kartonik. Według postronnych obserwatorów gospodarze mecz powinni kończyć co najwyżej w dziewięciu. Ostatecznie wywieźliśmy z trudnego terenu jeden punkt, ale większość z nas wyglądała w szatni jak po konkretnej bitce, a nie po meczu piłkarskim.

Nie minął tydzień, a czekało nas kolejne trudne wyjazdowe starcie, tym razem w pucharze. I co? Ten sam sędzia. Przed spotkaniem osobiście przepraszał nas za błędy, które popełnił w poprzednim starciu. Wyszliśmy na murawę i znowu zaczął się festiwal „błędów i dziwnych decyzji”. Karny z kapelusza, upominanie za używanie języka polskiego, faule w zasadzie w jedną stronę. Jakąś niebywałą siłą woli i uporem udało nam się wyjść z 0:2 na 3:2, mimo że mecz kończyliśmy w dziewięciu. Wówczas o dodatkowe emocje postarał się sędzia. Zakomunikował, że mecz potrwa 2 dodatkowe minuty, a musieliśmy odpierać ataki rywali przez kolejne dziesięć. Z zegarkiem w ręku. Szczęśliwie udało się dowieźć wynik i awansować.

Można odnieść wrażenie, że wyżej wspomniany arbiter za punkt honoru postawił sobie, że musimy przegrać mecz jeżeli on będzie jego rozjemcą. I cel osiągnął. W trzeciej próbie. Zostaliśmy pokonani 0:1. O szczegółach nie warto mówić, bo wybiło straszne szambo, a smród ciągnie się po dziś dzień. De facto był to nasz ostatni mecz przed zawieszeniem rozgrywek. Od tamtego czasu nie mieliśmy okazji wybiec na boisko.

Czy wyobrażasz sobie życie na emigracji bez piłki nożnej?

Przez siedem lat na emigracji jakoś sobie człowiek radził bez piłki nożnej, zastępując te braki alternatywnymi formami przeżywania emocji sportowych. Ale oglądanie spotkań na żywo z trybun czy w telewizji to nie jest to samo, gdy jesteś w środku tego wszystkiego. Gdy jesteś fundamentalną częścią tego widowiska.
Ponownie przesiąkłem piłką od tej ‘insiderskiej’ strony. Wślizg, faul, żółta kartka, strzał, bramka, radość, śpiewy w szatni. Trudno byłoby mi znowu rozstać się z tym potężnym zastrzykiem adrenaliny. W związku z tym, na tyle na ile zdrowie pozwoli, chciałbym nadal kopać piłkę. A gdy już tego zdrowia zacznie brakować, nadal chciałbym działać w futbolu, ale już w nieco innej formie. 

Futbol to hobby, pasja, a może miłość?

Z racji tego, że zapewne trafi to w ręce mojej żony, przy odpowiedzi muszę wykazać się dyplomacją i przezornością. Zatem, moja największa miłość to bez dwóch zdań moja rodzina, żona Marzena i córeczka Wiktoria.

Natomiast, jeżeli uznamy to za pewnik i skupimy się na kwestiach poza rodzinnych, wówczas bez wahania wskażę futbol. To zdecydowanie wykracza poza ramy zwykłego hobby czy pasji. 

Najzabawniejsze zdarzenie podczas przygody piłkarskiej.

Z racji tego, że miałem sporą przerwę w grze to nie pamiętam zbyt wielu historii z mojego nazwijmy to „polskiego” etapu przygody z piłką.
Mogę jednak podzielić się dość traumatyczną przygodą, jaka spotkała mnie na angielskich boiskach, ale która za sprawą moich kolegów z drużyny, w mgnieniu przekształciła się w obiekt drwin, żartów i dużej dawki śmiechu. Mianowicie, na inaugurację sezonu 2019/2020 pojechaliśmy na wyjazd do Benwick. Przegraliśmy tam 3:0. Beznadziejny start. Mało tego, ja popisałem się w tym meczu dubletem bramek… samobójczych. Koszmar! Sytuacja po tym meczu dość długo była gęsta, ale po czasie stała się doskonałą okazją do żartów i docinek! Koledzy do tej pory śmieją się, że zapisałem się nie tylko w klubowych annałach, ale też na kartach historii światowego futbolu! Nie znam zbyt wielu piłkarzy, którzy zaliczyli dwa „swojaki” w jednym meczu! (śmiech)

Najlepszy zawodnik przeciwko któremu grałeś.

Odkąd jestem w The Eagle gram w linii defensywnej. Występy w tej formacji nauczyły mnie, że nie ma takiego zawodnika, którego nie da się nie zatrzymać. Dążę do tego, że nie chciałbym opowiadać o zawodnikach, którym udało się mnie w jakiś sposób przechytrzyć. Chciałbym natomiast odwrócić nieco to pytanie i wymienić najlepszego zawodnika z jakim przyszło mi do tej pory grać. Jest nim Marcin Byszewski, który swego czasu występował w Lechu Poznań w Młodej Ekstraklasie. Kapitalny chłopak z nienaganną techniką użytkową, świetnym przeglądem pola, błyskawiczną reakcją na wydarzenia boiskowe. Robi w naszej ekipie dużą różnicę.
Od razu dodam, że mamy w drużynie 30 kapitalnych zawodników i każdego szanuję tak samo mocno. Musiałem jedynie używając kolokwializmu „oddać cesarzowi, co cesarskie”.

Arek Jargieło dziś to… 

na pewno spełniony mąż i tata, cieszący się ponownie grą w piłkę i systematycznie realizujący swoje plany, marzenia i ambicje.

Arek Jargieło za 5 lat to… 

człowiek bogatszy o pięć lat życiowych doświadczeń, z których potrafił wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Przez te 5 lat chciałbym po prostu wieść spokojne życie ze swoją rodziną. Żeby wszelkie problemy omijały mnie szerokim łukiem. Chciałbym zrealizować kolejną garść swoich marzeń i celów. I oczywiście chciałbym żeby The Eagle FC występowało pięć szczebli rozgrywkowych wyżej, a wokół klubu zgromadziła się niezliczona rzesza wiernych i oddanych fanów. Nie pogardziłbym kilkoma ciekawymi umowami sponsorskimi. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy za pięć lat.

Czy udział w konkursie organizowanym przez Galaktyczny przyniósł Ci jakieś refleksje?

Przede wszystkim bardzo cieszę się, że mogłem w tym konkursie wziąć udział. Traktowaliśmy to jako fajną zabawę, a udało się poznać bardzo ciekawych ludzi, którzy podobnie jak my, przy pomocy widowisk sportowych próbują zintegrować lokalną społeczność. To ludzie pełni pasji, ambicji, zjednoczeni wokół idei, więc bardzo cieszymy się, że będziemy mogli dzielić się doświadczeniami, pomysłami, przemyśleniami. To niezwykle cenne.
Poza tym, plebiscyt po raz kolejny udowodnił, jak ogromny potencjał drzemie w niższych ligach. Kwestią pozostaje odpowiednie spożytkowanie tych możliwości, zdolności i energii.

Według mnie byłeś „czarnym koniem” zabawy, a społeczność polonijna w UK dała czadu…Skomentujesz?

Dziękuję. To bardzo miłe. Powiem szczerze, że osobiście też nie spodziewałem się takiego wyniku. Traktowałem to raczej jako zabawę i pewną odskocznię od problemów, które nas dotykają w ostatnim czasie. Później przerodziło się to w pewien eksperyment socjologiczny, mający na celu sprawdzenie na ile mnie (nas, jako zespół) stać. Po awansie do półfinału zacięcie sportowe wzięło górę i zaczęliśmy to traktować, jako typową rywalizację. Bardzo nam zależało na awansie do finału, co zresztą widać po ilości głosów. Organizowaliśmy wsparcie w każdy możliwy sposób. Osoby, jakie zaczęły publikować posty zachęcające do głosowania przyprawiały o zawrót głowy. Wystarczy, że wspomnę Jarka Jacha, Piotra Wilczewskiego (boks) czy Daniela Rutkowskiego (MMA). Rywal okazał się lepszy. Porażka odrobinę zabolała, ale gdy opadł bitewny kurz zacząłem dostrzegać tylko pozytywy.

Po pierwsze, marka The Eagle wpadła na nowy, nieznany dotąd grunt. Zostało zasiane ziarno i przy odpowiedniej pielęgnacji, mamy nadzieję zebrać dość obfity plon.
Po drugie, sposób w jaki drużyna się zmobilizowała, zaktywizowała, w pewnym stopniu zżyła ze sobą w trakcie tego konkursu, mógłby śmiało rywalizować z najlepszą imprezą integracyjną.

I po trzecie, przekonaliśmy się jak wielką armią fanów dysponujemy! To było fantastyczne!

Jak myślisz, jaki będzie futbol. gdy wygramy z pandemią?

Mam ogromną nadzieję, że nie zauważymy drastycznych zmian!
Nie mam jakichś szczególnych obaw o nasz klub, który w swojej historii przechodził już różne turbulencje. Utrzymujemy się przede wszystkim z tzw. „memberships” czyli składek członkowskich. Aktualnie, nie mamy żadnych sygnałów, by któryś z chłopaków chciał z tych składek zrezygnować. A to znaczy, że budżet na nowy sezon powinien się spiąć.
Oczywiście te składki zostały zawieszone na czas pandemii żeby dodatkowo nie obciążać budżetów. W piłce i tak nic się nie dzieje, więc bez składek przez dwa czy trzy miesiące nie powinniśmy zbankrutować.
Martwię się, jak z tej sytuacji wyjdą podmioty finansowane z prywatnych pieniędzy, gdzie ludzie na grze w piłkę zarabiają. Już teraz się słyszy, że upadają kolejne przedsiębiorstwa. Świat od strony ekonomicznej będzie zmuszony szukać oszczędności i boję się, że te redukcje w finansowaniu w znacznym stopniu dotkną piłkę nożną. Obym się mylił!

Czego Ci życzyć?

Przede wszystkim zdrowia. To najwyższa wartość. Jak zdrowie będzie dopisywać to z resztą problemów jesteśmy sobie w stanie poradzić. I to nie dotyczy tylko mnie. W tym krytycznym okresie, jaki obecnie przechodzimy, bardzo łatwo uświadomić sobie jak cenne, a zarazem jak kruche jest ludzkie zdrowie i życie.
W związku z powyższym, wszystkim czytelnikom Galaktycznego Futbolu i wszystkim ludziom na całym świecie chciałbym życzyć bezproblemowego przejścia przez trudny okres pandemii, a później błyskawicznego powrotu do codzienności i normalnego życia!

Dziękuję za rozmowę.

******

Ze swojej strony zachęcam do odwiedzania mediów społecznościowych The Eagle FC. Dzieje się tam wiele, warto dołączyć do społeczności polonijnego klubu i wspomóc go „lajkiem”.

 

https://www.facebook.com/TheEagleElyFC/

https://twitter.com/TheEagleFC2011

Grzegorz Sawicki

Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.

Jedna odpowiedź do “Osobowości niższych lig. Arkadiusz Jargieło, działacz i zawodnik The Eagle FC: Sędziom zdarza się nas „kręcić” tylko dlatego, że jesteśmy drużyną polonijną”

Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.