Osobowości niższych lig. Bartosz Ksepka, twórca i redaktor naczelny strony internetowej o podlaskim futbolu. „Chciałbym mieć swoją Termalikę w rodzinnym Klukowie”

Dziś gościem Galaktycznego Futbolu w cyklu „Osobowości niższych lig” jest redaktor naczelny portalu podlaskapilka.pl, Bartosz Ksepka.

Bartek jest pasjonatem futbolu, człowiekiem żyjącym lokalną piłką, jak mówią o nim kibice na Podlasiu. Jego serwis podlaskapilka.pl przybliża sympatykom piłki nożnej kluby z tego regionu, informuje na bieżąco o tym co piszczy w podlaskiej trawie. Nie ukrywam, że jestem zagorzałym czytelnikiem portalu, którym zarządza Bartek. Nie tylko z racji tego, że mieszkam w Białymstoku, ale w głównej mierze z powodu profesjonalizmu i pasji z jaką mój dzisiejszy rozmówca prowadzi swoją stronę internetową. Tyle ode mnie, tytułem wstępu, a całą resztę opowie Bartosz Ksepka.

******

Witam. Jesteś znaną postacią w świecie piłki podlaskiej. Proszę powiedz parę słów o sobie kibicom z innych regionów.

Dzięki za miłe słowa ale znany to będę dopiero teraz, jak opublikujesz ten wywiad. Mam 29 lat, wrażliwy, spokojny, bez nałogów. Niech się jednak panie nie cieszą, bo jestem już zajęty – mam żonę Paulinę, córkę Antosię. Trochę w piłkę pograłem, trochę meczów pooglądałem, ale domyślam się, że o to jeszcze będziesz pytał.

Futbol zajmuje w Twoim życiu bardzo ważne miejsce. Opowiedz jak zaczęła się przygoda z piłką.

Bardzo prosto – mam starszego brata, zawsze na podwórku grałem ze starszymi o 3-4 lata chłopakami. Powiem nieskromnie, ale tak kurczę było – dość łatwo kiwałem rówieśników i to właśnie gra ze starszymi dała mi bardzo dużo. Na jednym z treningów mojego brata w Sparcie Szepietowo, kopałem sobie piłkę na boku z tatą. Chyba szło mi na tyle dobrze, że widząc to, podszedł do mnie trener Kuracki i zapytał, czy nie chciałbym dołączyć do drużyny żaków. Zgodziłem się, w kolejną sobotę zagrałem przeciwko Piastowi Białystok, strzeliłem chyba na 2:2, więc debiut wymarzony.

I potem, kolokwialnie mówiąc, „poszło”?

Później grałem jeszcze w Sparcie w drużynie z chłopakami starszymi ode mnie. W jednym z meczów strzeliłem bramkę po asyście mojego starszego o 4 lata brata. Po przerwie spowodowanej problemem z kolanem, grałem w Orlętach Czyżew, skąd zgłoszono się po mnie po jednym ze szkolnych turniejów. Wywalczyliśmy z Orlętami wicemistrzostwa województwa podlaskiego (ustąpiliśmy tylko Jagiellonii). Sukces chłopaków ze wsi dotarł do Wysokiego Mazowieckiego. Na jeden z meczów przyjechał poobserwować mnie i kilku kolegów trener Piotr Zajączkowski (obecnie trener Stomilu). Zaproponował testy w drugoligowej Freskovicie. Chyba wpadłem w oko, bo dołączono mnie do kadry pierwszego zespołu. Tam już w debiucie strzeliłem głową wyrównującego gola w meczu 2. ligi z Concordią Piotrków Trybunalski. Trenowałem z drużyną seniorów, ale po zmianach w klubie, kiedy trenerem został obecny prezes Podlaskiego Związku Piłki Nożnej Sławomir Kopczewski, zostałem wypożyczony do trzecioligowej Pogoni Łapy. Trener Kopczewski nie widział dla mnie miejsca w pierwszym zespole, powiedział mi to otwarcie,że nie będę grał w pierwszej drużynie, a nie chce, żebym tracił czas tylko na treningi. To była dobra decyzja, która sprawiła, że pograłem trochę na poziomie trzeciej ligi – wówczas występowały w niej zespoły z warmińsko-mazurskiego i podlaskiego.. W Pogoni spędziłem trzy bardzo fajne sezony.

 

Zapowiadałeś się też na lekkoatletę. Średniakiem nie byłeś…

Zaliczyłem też przygodę z lekkoatletyką. Po zdobyciu srebrnego medalu w skoku w dal  w województwie podlaskim (w 3 klasie gimnazjum skakałem 6,25 m.) i brązowego w biegu na 100 metrów (11,75 sekundy w 3 klasie gimnazjum) miałem okazję trenować W Prefbecie Śniadowo Łomża pod okiem trenera Korytkowskiego. Nie bardzo mnie to jednak kręciło.

Kiedy zakończyłeś „bieganie” za piłką?

W 2014 roku. Najpierw, powoli, dawały się we znaki kolana, które odmawiały posłuszeństwa. Obyło się bez operacji, ale co chwilę czułem ból. Później doszły problemy kardiologiczne. Co prawda żaden lekarz nie zabronił mi uprawiania sportu, ale uznałem, że nie warto ryzykować, tym bardziej, że piłka nie była źródłem mojego utrzymania. Odpuściłem, skupiając się na studiach, pracy, później – rodzinie.

Trener, któremu najwięcej zawdzięczasz.

Nie będę się bawił w kokieterię, że trudno powiedzieć, bo wielu osobom zawdzięczam dużo, że nie chciałbym nikogo wyróżniać. Chcę wyróżnić jednego trenera – jest nim Piotr Zajączkowski. Dał mi szansę w 2. lidze, może trochę na wyrost, ale wierzył we mnie. Nie bał się zresztą stawiać na innych młodych piłkarzy. Mam pretensje do siebie, że może bardziej wierzył we mnie niż ja sam i nie zawsze chciałem skorzystać z wyciągniętej przez niego ręki. Jednak to jemu zawdzięczam najwięcej, ale nie byłoby mnie w 2. lidze, gdyby nie wiele osób, które mnie przez tą sportową przygodę prowadziły. Mam niepowtarzalną okazję wymienić ich, więc muszę skorzystać. Byli to nauczyciele wychowania fizycznego – Mariusz Gregorczuk, Arkadiusz Ołdakowski i nieżyjący już Stanisław Kotowski. Na marginesie, pierwszy z nich grał parę lat w Pogoni Łapy, drugi z Sparcie Szepietowo, trzeci w Olimpii Zambrów. Byli to też wszyscy trenerzy w klubach: Jarosław Kuracki, Dariusz Sienicki, Sławomir Kopczewski, Przemysław Kołłątaj, Andrzej Olszewski, Grzegorz Niwiński. Mam nadzieję, że nikogo nie pominąłem.

Najlepszy zawodnik przeciwko któremu grałeś.

Trudno sobie przypomnieć, przeciwko komu się rywalizowało, bo było trochę meczów, ale domyślam się, że był to któryś z zawodników Legii Warszawa, z którą moja Freskovita grała mecz sparingowy w 2009 roku na jednym z podwarszawskich boisk. Przypomnę tylko, jacy zawodnicy byli wtedy w kadrze Legii – Astiz, Rzeźniczak, Kiełbowicz, Wawrzyniak, Rybus, Borysiuk, Kocecki, Szałachowski, Radović, Żyro. Z zawodników, z którymi rywalizowałem podczas treningów, na pewno warto wymienić innych napastników jak chociażby Dzidosława Żuberka, Wojtka Kobeszkę, Ernesta Konona. Podczas treningów spotykałem się w szatni na przykład z Grzegorzem Sandomierskim. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że trochę tych znanych twarzy zobaczyłem.

Jakie zdarzenie boiskowe utkwiło Ci w pamięci najbardziej podczas występów na zielonej murawie?

Nie będę się śmiał z innych, pośmieję się z siebie.  Kwiecień, 2011 rok, mecz Start Działdowo – Pogoń Łapy. Około 20 minuty meczu poczułem silny ból brzucha, wiecie – nagła akcja, nie da się czasami tego powstrzymać, a mnie dopadło to akurat w trakcie meczu. Dobrze, że akurat broniliśmy się przed rzutem rożnym, mogłem więc bez wzbudzania zainteresowanie pobiec do grającego trenera Andrzeja Olszewskiego, który był bramkarzem, mówię mu, o co chodzi. Trener do mnie „kur**a, Bartek, nie mogłeś przed meczem?!”. Sędzia zgodził się, żebym zszedł z boiska, wziąłem klucz do szatni od kierownika, pobiegłem, zrobiłem swoje i wróciłem. Pamiętam ten wzrok kibiców, kiedy szedłem do szatni. Chyba wiedzieli, o co chodzi, bo przecież nie było zmiany, a zawodnik idzie do szatni. Wróciłem, koledzy na szczęście w osłabieniu sobie poradzili, nie stracili gola. Przegrywaliśmy 0:1, ale w 90 minucie głowa wyrównałem. Wyskoczyłem wyżej od obrońcy, lżejszy byłem o tych kilkaset gramów…(śmiech).

Obserwuję Twój profil czy to na TT czy facebooku i często pojawiają się tam wpisy czy cytaty, że użyję takiego zwrotu, natury filozoficznej. Skąd zainteresowanie tą dziedziną?

Zawsze pod tym względem byłem trochę „dziwakiem”… Rodzina mówiła, że za bardzo wszystko roztrząsam i analizuję. Podczas jednej z wizyt w Empiku, wpadła mi w ręce, ot tak, przypadkiem trochę, książka Piotra Stankiewicza „Sztuka życia według stoików”. Czytając ją, dochodziłem do wniosku, że tak naprawdę stosowałem wiele z tych zasad w życiu, zanim wiedziałem, że istnieje jakiś tam stoicyzm. Od tamtej pory na półce z książkami mam takie pozycje jak „Myśli” Seneki, czy „Rozmyślania” Marka Aureliusza. Polecam je wszystkim, bo w dobie pracy nad sobą i popularyzacji rozwoju osobistego, całego biznesu pod hasłem „pracuj nas sobą”, okazuje się, że stoicy dawno już to wszystko wymyślili.

Czym obecnie zajmujesz się oprócz prowadzenia portalu podlaskapilka.pl?

Pracuję jako instruktor sportu w Ośrodku Kultury Fizycznej w Łapach. Organizujemy zajęcia sportowe dla dzieci, dorosłych, również dla seniorów. Robimy imprezy biegowe, zawody lekkoatletyczne, ale duża część pracy to również codzienne zarządzanie czterema obiektami sportowymi, które mamy pod opieką.

 

 

Jak rodzina reaguje na Twoje „zafiksowanie” futbolem?

Gdyby nie moja żona Paulina, ten portal by nie istniał. To ona mi go stworzyła, ona pomaga mi w sprawach technicznych, robieniu zdjęć – zna się na tym lepiej i ma więcej cierpliwości, jak coś się psuje. Pomaga mi w czymś, co zajmuje moją uwagę. Śmieję się, że ukręciła na siebie bata. Ale wiedziała, na co się pisze, bo kiedy braliśmy ślub, byłem co prawda po „karierze” piłkarskiej, ale zaczynałem przygodę dziennikarską w TVP. A teraz na poważnie – bez jej wyrozumiałości i pomocy nie mógłbym robić tego, co robię. W ogóle moja rodzina od zawsze mnie wspierała. Tata potrafił cały dzień przesiedzieć na stadionie, woził mnie zawsze, na każde zawody, każdy mecz, każdy trening. Zawsze miał dla mnie czas. Mama z kolei zawsze, kiedy wracaliśmy, czekała z obiadkiem, dobrym słowem i pomocą w razie jakiejś kontuzji. Bardzo im za to dziękuję i dopiero teraz, jak sam mam dziecko, widzę, z jakim poświęceniem starali się mi pomóc. Dali mi wzór, jak powinno wyglądać wsparcie dziecka, to samo chcę dać mojej córce, mimo że chyba wykazuje większe zainteresowanie, powiedzmy, sztuką i majsterkowaniem jak mama, aniżeli sportem jak ja.

I tak metodą małych kroków dotarliśmy do Twojego portalu. Jest on, według mnie, najbardziej opiniotwórczym, jeśli chodzi o lokalne media na Podlasiu. Jesteś blisko klubów, masz rzetelne informacje, kibice tego oczekują…Skąd pomysł na taką właśnie stronę internetową?

To jest trochę tak, jak z wstrzeleniem się w dochodowy biznes. Pomyśl, czego na świecie brakuje ludziom i zacznij to robić. Nie było na Podlasiu portalu, piszącego o niższych ligach. Obserwowałem to środowisko, najpierw jako zawodnik, później już z boku. W czasach, kiedy ja grałem, media społecznościowe nie były jeszcze tak bardzo powszechne, jak teraz. Ale aż tak stary nie jestem i internet już był. Mimo tego brakowało miejsca, gdzie można było przeczytać cokolwiek o rozgrywkach, a przecież każdy zawodnik lubi przeczytać coś o sobie, czy o meczu, w którym zagrał. Ja miałem tak samo, grałem mecz, wracałem do domu i oczywiście szukałem jakichś informacji o tym meczu. Cieszyło wtedy chociażby zobaczenie swojego nazwiska w składzie zespołu, i to głównie w poniedziałkowym wydaniu Gazety Współczesnej. I tyle. Każdy piłkarz lubi otoczkę wokół tego, co robi, bycie zawodnikiem, nawet niższych lig, nie kończy się po ostatnim gwizdku sędziego. To przecież pasja każdego z nas, a pasją żyje się codziennie. Myślę, że częściowo udaje mi się to zapotrzebowanie zaspokoić.

Portal istnieje tak naprawdę od końca 2017 roku. Cały 2018 rok to publikacje na stronie lokalnapilkafutbolowo.pl. Widząc zainteresowanie i liczbę wyświetleń, postanowiłem odejść od domeny „futbolowo” i zrobić coś swojego, bardziej elastycznego.Dokładnie od 1 stycznia 2019 roku funkcjonuje portal www.podlaskapilka.pl.

Ile czasu tygodniowo poświęcasz portalowi?

Trudno ten czas zsumować, bo często jest to jakaś szybka publikacja, odpisanie na wiadomość, w tak zwanym międzyczasie. Gdybym jednak pokusił się o szacowanie, myślę, że w ciągu tygodnia byłoby to między 10 a 14 godzin w tygodniu.

Czy nie myślałeś nad tym, aby mocniej skomercjalizować portal? Czy wtedy może to już nie byłoby to samo?

Myślę o tym. Chcę zachować „swojskość” portalu, jednocześnie mając jakiekolwiek środki na jego rozwój. Wiem, że czytelnicy cenią sobie prostotę strony, brak reklam, to, że nie trzeba naklikać się, żeby cokolwiek przeczytać. Chcę, żeby tak pozostało, ale będę się się starał, żeby portal przynosił jakiś dochód, żeby po prostu sam się utrzymywał. Będzie tak w sytuacji, kiedy zarobi chociaż tyle, ile kosztuje jego utrzymanie (serwer itd). Nie mam jednak presji na zarabianie, robiłem to za darmo, więc jeśli ktoś ma wątpliwości, to chyba udowodniłem, że pieniądze nie są główną motywacją do robienia tej strony.

Jak wyglądają rozmowy z klubami w celu uzyskania informacji? Od siebie powiem, że różnie to wygląda… Ty działasz dłużej jako zarządzający serwisem, więc i doświadczenie w tej materii masz większe.

Nie miałem nigdy z tym problemu, ale tak naprawdę przeważnie tylko krótko kogoś o coś dopytywałem, bo kluby same publikują dość dużo informacji i wystarczy z tego skorzystać, żeby mieć zajętą przynajmniej godzinę dziennie. Teraz jest trudniejszy czas dla mediów, również dla tych małych, bo trzeba uruchomić szare komórki, żeby dać czytelnikom ciekawą treść. Oczywiście są też kluby, do których trudno jest dotrzeć. Daleki jednak jestem od ich krytykowania, bo być może nie ma w klubie osoby, która umiałaby i chciała zająć się publikowaniem informacji na facebooku, czy przekazywaniem ich w inny sposób. Wielkie uznanie należy się tym, którym się chce, umieją, z pasją rozwijają media klubowe, ale nie można dziwić się działaczom, społecznie prowadzącym klub, że nie wrzucają nic na facebooka, czy że trudno jest się z nimi w ogóle skontaktować. Grają mecze, rozjeżdżają się do domów, ogarniają formalności i boisko. Tyle. Niezbędne minimum i, można powiedzieć, aż minimum, patrząc na to, ile klubów ma problemy organizacyjne i finansowe.

Najśmieszniejsza konwersacja jaką przeprowadziłeś z działaczem klubowym.

Bawią mnie często opowieści działaczy jednego klubu o niemoralnych zachowaniach drugiego klubu, dotyczące na przykład gry nieuprawnionego zawodnika, czy tego, że zawodnicy znają sędziego i się rzekomo na coś przed meczem umawiali. Przeważnie jednak są to opowieści przegranego zespołu.  Ostatnio ktoś doniósł, że jest pewna drużyna w województwie podlaskim, która odbywa treningi mimo zakazów gromadzenia się. To akurat nie jest śmieszne, ale pokazuje, jak wiele opowieści do mnie trafia, bardzo różnych. Zdarzają się też śmieszne anegdoty, jak ta opowiedziana mi ostatnio przez jednego z działaczy. Opowiem wam. Podczas jednego z meczów A klasy, po stracie bramki na 0:1, kapitan pewnej drużyny wpadł w furię i postanowił w trakcie meczu sprawdzać tożsamość zawodników. Biegał po boisku, zapisywał numery zawodników rywala i prosił o podanie danych. Zapisał imię i nazwisko trenera na kartce, z którą biegał do końca meczu. Drużyna tego krewkiego kapitana przegrała mecz, a obawy o grę nieuprawnionego zawodnika u rywali, okazały się nieuzasadnione. Wiem jednak, że dwa razy ten pan był skuteczny i zdobył w ten sposób 6 punktów dla swojej drużyny.

Piłka nożna w niższych ligach jest traktowana po macoszemu przez centralne władze. To moje zdanie. Wypowiesz się?

Moim zdaniem jest zbyt często traktowana po macoszemu przez władze samorządowe, czyli te, które bezpośrednio niejako opiekują się klubami z niższych lig. Po to kultura fizyczna i sport jest zadaniem własnym gminy, żeby to samorządy przekazywały środki na kluby sportowe. Podszedłbym do tego z innej strony, jeśli już mieszać w to władze centralne – otóż owe władze, w mojej ocenie, zbyt mocno obciążają samorządy różnego rodzaju zadaniami, za którymi nie zawsze idzie dotacja z centrali. Samorządy są w co raz gorszej sytuacji finansowej, muszą łatać dziury budżetowe, i nie wiedzieć czemu, często w pierwszej kolejności ucinają kasę sportowym stowarzyszeniom. Zobaczymy, co stanie się po kryzysie epidemicznym, czy nie będzie to zjawisko jeszcze wyraźniej widoczne.

Jak według Ciebie przekonać działaczy podlaskich klubów, aby wreszcie wyszli z opłotków? Przecież można, patrząc na Krynki, Ciechanowiec, Czyżew, Bielsk Podlaski…

Tak jak już mówiłem, jeśli kluby mają, powiedziałbym, deficyt lub limit energii, który mogą przeznaczyć na klub, niech spożytkują ją na zbieranie kadry, koszenie trawy na boisku czy ogarnianie formalności klubowych, a Twittery, Facebooki zostawią. Idealnie jest, jak można zająć się wszystkim, ale nie wszędzie jest odpowiednia liczba ludzi, czy umiejętności w ludziach. Mimo tego bardzo zachęcam kluby, których w sieci nie ma, do pojawienia się w niej. Przykład z Krynek czy Ciechanowca, nawet Bociek pokazuje, że można zaistnieć dzięki mediom społecznościowym. Przede wszystkim to jedna z nielicznych sfer, gdzie bardzo zbliżone możliwości do klubów z Ekstraklasy, mogą mieć kluby z A klasy. Wszystko jest za darmo, wystarczy pomysł i chęci. To jest to o czym już mówiłem – zapytajcie zawodników w szatni, czy nie jest miło, jak napisze o nich na Twitterze Michał Listkiewicz, czy do przyjścia na mecz zachęci Sebastian Mila.

Co Cię urzeka w atmosferze niższych lig?

Ci, których to naprawdę urzeka, pewnie zawsze będą mieli problem z odpowiedzią na to pytanie. Trudno określić to „coś”. To tak jak z kobietą. Mijasz na ulicy kobietę, widzisz ją pierwszy raz i nagle zapala ci się w głowie lampka, że nie możesz oderwać od niej wzroku. Jeszcze dobrze nie widzisz koloru jej oczu i długości brwi, a już wiesz, że ma to „coś”, co nie pozwala oderwać od niej wzroku. Na szczęście niższe ligi są, mam nadzieję, że nie zabrzmi to źle – bardziej namacalne niż pani mijana na chodniku. Wszystko to, co nie dociera do ciebie na meczu Ligi Mistrzów, Ekstraklasy – słyszysz wyraźnie i widzisz z ostrością na meczu 4 ligi czy A klasy. Znasz ludzi, których oglądasz na boisku, słyszysz sąsiada, jadącego po lewym obrońcy rywala. Wiesz, że zawodnicy grają, bo to kochają, to jest ich jedyną motywacją. To najszczersze wydanie piłki nożnej.

Bartek Ksepka dziś to…

Zawsze, kiedy jeszcze w szkole, pamiętacie pewnie, że były takie zadania: napisz pięć swoich wad, pięć zalet itd. Pamiętam jak raz oddałem pustą kartkę… po prostu nie widziałem co wpisać, i tak najchętniej zrobiłbym teraz, ale domyślam się, że nie można (śmiech). Bartek Ksepka to dziś przede wszystkim tata i mąż, kochający i kochany, który ma dwie pasje od kilku ładnych lat – dziennikarstwo i piłkę nożną. Udało mu się je dość zgrabnie połączyć. Bartek Ksepka dziś to raczej poukładany człowiek, który ma duży dystans do życia i świata.

Bartek Ksepka za 5 lat to…

Chciałbym, żeby niewiele zmieniło się za 5 lat w porównaniu z tym, co powiedziałem przed chwilą. No dobra, będę zbliżał się wtedy do czterdziestki, więc dorzuciłbym do tego trochę zdrowia, żeby zrealizować trochę planów osobistych, rodzinnych.

Marzenie związane z futbolem.

Chciałbym wygrać na loterii albo zarobić – w każdym razie mieć tyle pieniędzy, żeby od nowa, od podstaw zbudować klub w swojej rodzinnej miejscowości – w Klukowie. Ale tak naprawdę od zera – ze stadionem, kompletowaniem kadry. Chciałbym, mówiąc inaczej, mieć swoją „Termalicę”. Nawet liczba mieszkańców się zgadza, w Niecieczy mieszka koło 600 osób, czyli tyle, ile w moim rodzinnym Klukowie – miejscowości i gminie, której bardzo daleko do sportu, niestety. To tam jednak zaczynałem przygodę ze sportem, tam się wychowałem, tam zaczynałem pracę w sporcie i ta chciałbym zrobić jeszcze coś „sportowego” w przyszłości.

Czego Ci życzyć na najbliższe miesiące?

Zdrowia, szczególnie w tych niezdrowych czasach i nie mówię tylko o koronawirusie. Zachowania dystansu, o którym mówiłem, bo chęć gonitwy za wieloma rzeczami jest czasami duża, ale trzeba ją cały czas hamować, żeby nie stracić z oczu tego, co najważniejsze – rodziny i tego, żeby zawsze móc spojrzeć w lustro. Na samym końcu wyszedł ze mnie filozof, musiałeś się tego spodziewać (śmiech). Mogę nawet zakończyć stoicką myślą Seneki: „Nie ten jest biedny, kto posiada mało, ale ten, kto pragnie coraz więcej”.

Dziękuję za rozmowę.

Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.

Możliwość komentowania została wyłączona.

Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.