Osobowości niższych lig. Robert Monarcho, członek zarządu Orląt Czyżew: Środowisko niższych lig? Ludzie szaleni, szczerzy i bardzo oddani temu co robią

W dzisiejszym odcinku cyklu „Osobowości niższych lig” moim gościem jest Robert Monarcho. Członek zarządu występujących w podlaskiej klasie okręgowej Orląt Czyżew, sędzia piłkarski, promotor teqballu na Podlasiu, twórca dwóch blogów o tematyce piłkarskiej, czyli człowiek renesansu w futbolowym świecie.

Z Robertem poznaliśmy się, gdy podjął się zadania „rozkręcenia” mediów społecznościowych Orląt Czyżew, które mocno kulały. Kilka maili, telefonów i nawiązaliśmy nić porozumienia.  Fakt, że obaj jesteśmy „zafiksowani” na punkcie piłki nożnej i jesteśmy równolatkami sprawił, że „fajnie” nam się rozmawia i wymienia poglądy na temat ukochanej dyscypliny. Robert oddaje się jej całym sercem, ale… o tym opowie już sam.

 

Witam Cię Robercie. Czy możesz przedstawić się czytelnikom Galaktycznego? Tak w kilku, szybkich zdaniach.

Robert Monarcho urodzony w Warszawie 17 kwietnia 1970 roku. Po nauce w Technicznej Szkoły Wojsk Lotniczych, ukończyłem studia na Wyższej Szkole Społeczno-Ekonomicznej. Obecnie sędzia piłki nożnej od 1987 roku, mąż i ojciec.

Futbol był od zawsze obecny w Twoim życiu. Jak zaczęła się przygoda z piłką nożną? 

Fakt, piłka nożna była obecna w moim życiu od najmłodszych już lat. Jako uczeń szkoły podstawowej nr 166 w Warszawie grałem w piłkę w klubie MKS Varsovia Warszawa (tym samym, w którym później grał Robert Lewandowski). Dalej już jako junior przeszedłem do klubu sportowego Olimpia Warszawa i tam docierałem się w piłce seniorskiej w klasie okręgowej i debiutowałem jako junior w 3 lidze ( ówczesna 2 liga). Wystąpiłem w kilku meczach, z tego co pamiętam z Gwardią Warszawa, Polonią Warszawa i Legionovią Legionowo.

W dalszej karierze przeszkodziła kontuzja…

W trakcie jednego z wymienionych meczy odniosłem bardzo poważną kontuzję, która jak się okazało wykluczyła mnie z kontynuowania kariery piłkarskiej. Jednakże nie pozostałem w tej sytuacji biernym „oglądaczem” piłki nożnej, ale za namową kilku osób pozostałem na dłużej…

Jeszcze podczas kariery zawodniczej postanowiłeś zostać sędzią piłkarskim? Co Cię skłoniło do tej decyzji? 

W programie lokalnej warszawskiej telewizji zareklamowano w 1987 roku kurs dla kandydatów na sędziów piłkarskich i zachęcony wziąłem w nim udział.

Jak przebiegała Twoja przygoda z gwizdkiem?

Kurs sędziowski ukończyłem w 1987 roku i od tej pory stałem się sędzią piłkarskim. Pierwsze lata to pasmo wzlotów i upadków. Mecze młodszych zespołów sędziowałem bardzo spokojnie (sam byłem jeszcze młodym człowiekiem) gorzej, na meczach starszych zawodników – moje decyzje spotykały się niejednokrotnie z oburzeniem i krytyką, wulgarnym językiem. Dałem jednak radę…

Najzabawniejsze zdarzenia związane z sędziowaniem?

Lepiej czułem się na linii. Tak to prawda, lepszym byłem sędzią liniowym, wtedy jeszcze takiego określenia używano. Po meczu w Górze Kalwarii pewien trzecioligowy sędzia główny poinformował mnie (miałem 20 lat), że mogę spodziewać się wyjazdu na mecz. No to pomyślałem, że jakiś sparing, czy może co najwyżej okręgówka, ale czekam. I tu pierwsza bomba, jadę na mecz Orlęta Dęblin – Błękitni Kielce w 3 lidze. Patrzyłem na delegację ze dwadzieścia minut. Pojechaliśmy na mecz maluchem sędziego głównego, zwiedzaliśmy szkołę Orląt (notabene starałem się wcześniej do niej dostać) i pojechaliśmy na stadion. Mecz posędziowaliśmy dobrze, a po meczu obserwator zauważył, że sędzia główny ma bardzo młodych liniowych. Pan sędzia w odpowiedzi – Stawiam na młodzież.
Po tym debiucie na obecnym drugim szczeblu rozgrywkowym, sytuacja rozwinęła się dynamicznie… Pewnego dnia w macierzystym związku czekała na mnie delegacja na mecz 1 ligi.

Jakie to było spotkanie?

Mecz w Łodzi na stadionie Widzewa, komplet publiczności, wspaniała oprawa i… trema minęła po pierwszym, prawie niesłyszalnym gwizdku sędziego głównego, zająłem się tym co pokochałem – sędziowaniem. Można się odciąć i pomimo wielkiego, wspaniałego dopingu, myśleć o swojej pracy. Tak, pokochałem już wtedy to co robię i to co mnie pasjonuje. Przez około 11 lat byłem asystentem szczebla centralnego. O sędziowaniu mógłbym opowiadać bez końca.

Najbardziej niebezpieczna przygoda jaka Cię spotkała w roli arbitra?

Najbardziej niebezpieczną przygodę przeżyłem na meczu GKS Katowice z Rakowem Częstochowa w sezonie 1999/2000, kiedy to sędziując pod trybuną zwaną „blaszokiem” musiałem uciekać przed kibicami Gieksy po zakończonym meczu, w którym nie uznaliśmy jednej z bramek dla GKS-u. Końcowy wynik to 4:3 dla miejscowych. Już przed meczem, jako arbitrzy zostaliśmy przywitani przez kibiców wymownie „gorole, gorole, gorole”. Podczas trwania zawodów miałem bardzo nerwowe momenty, gdzie kibice rzucali we mnie różnymi przedmiotami – baterie, klucze, metalowe przedmioty… Nie można było ustać w jednym miejscu i tak radziłem sobie dreptaniem, żeby nie zostać trafionym. Jednakże ówczesny prezes GKS, pan Marian Dziurowicz nie dopuszczał nawet myśli, iż mecz można przerwać, a ze stadionowych głośników poleciało jedynie ostrzeżenie, aby nie rzucać przedmiotów na płytę boiska.

 

Podczas swojej pracy jako arbiter spotkałeś wiele znanych postaci ze świata futbolu. Mógłbyś opowiedzieć o kilku z nich?

Podczas mojej przygody z gwizdkiem poznałem bardzo dużo osób z pierwszych stron gazet takich jak Dariusz Dziekanowski, Andrzej Strejlau, Maciej Szczęsny, Alojzy Jarguz, lecz jest jedna, moim zdaniem najwybitniejsza postać. Mówię tu o Trenerze Tysiąclecia, panu Kazimierzu Górskim. Spotykaliśmy się dość rzadko, ale z jednego z takich spotkań pozostała mi wspaniała pamiątka.

 

Utrzymujesz znajomość z Michałem Listkiewiczem, który obecnie jest prezesem Polskiego Związku Teqball. Jak długo się znacie?

Znam prywatnie całą rodzinę Michała Listkiewicza. Synów Tomasza i Kajetana. Jako młody sędzia byłem oceniany przez Michała, wtedy sędziego FIFA i dostałem zielone światło. Było to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie. Byłem dumny, że dostałem dobrą notę. Koleje losów jednak poprowadziły moją karierę innymi torami i sędziowaliśmy razem tylko kilka meczów, w tym jeden międzypaństwowy reprezentacji policjantów Polska – Niemcy w trakcie Święta Policji.

 

Jesteś totalnie zakręcony na punkcie teqballu. Orlęta Czyżew jest pierwszym klubem na Podlasiu z sekcją tej dyscypliny. Skąd pomysł?

Jeśli chodzi o teqball to spodobała mi się ta dyscyplina sportu od razu. Sam byłem bardzo technicznym zawodnikiem. Prezesem Polskiego Związku Teqball jest Michał Listkiewicz, wspomniany wcześniej. Poprzez ułatwiony kontakt, kilkakrotnie rozmawialiśmy o propagowaniu tej dyscypliny sportu na Podlasiu, gdzie od kilku lat mieszkam.  Podchodziłem do pomysłu z wielkim animuszem i zaangażowaniem, jak zresztą i sam Polski Związek Teqball. To przy wydatnej pomocy i wsparciu właśnie Michała Listkiewicza i jego syna Kajetana, pomysł wypalił. Nie powiem, ale lokalne wsparcie kolegów Szymona Jaźwińskiego czy Piotra Gołaszewskiego przyniosło efekt. Założona zbiórka na zrzutka.pl zakończyła się sukcesem, lokalne środowisko biznesu również odpowiedziało solidarnie, a na dodatek wsparł nas Urząd Miasta Czyżew z panią burmistrz na czele. I tak na trzy miesiące od pomysłu mamy w Czyżewie jako pierwsi na Podlasiu dwa stoły do gry w teqball. Chętnych do gry jest około 10 chłopaków. Trzech z nas już wzięło udział w pierwszym turnieju o punkty ogólne w kwalifikacjach do Mistrzostwo Polski i nie zajęliśmy ostatnich miejsc. Myślimy o dalszym rozwoju tego sportu na Podlasiu poprzez jego rozpowszechnienie w Czyżewie. W przyszłości planujemy zorganizowanie turnieju, na który chcemy zaprosić przedstawicieli klubów z Podlasia. Niech zabawa na zakrzywionych stołach trwa. Niech pomarańczowe stoły zaleją cały kraj…

 

Prowadzisz też dwa blogi. Mógłbyś przybliżyć czytelnikom jakimi tematami się na nich zajmujesz?

Tak, prowadzę dwa blogi tematyczne na facebooku. Pierwszy „Stare Stadiony. Uśpione w nich wspomnienia” jest niejako ocaleniem od zapomnienia obiektów piłkarskich, na których w większości przyszło mi sędziować oraz pokazaniem jakimi były pięknymi, pomimo ich mało nowoczesnych form i technicznego wyposażenia. Ten serwis posiada 15443 fanów.

Kolejny blog tematyczny to „Okiem Arbitra” jest prowadzony z myślą o młodych adeptach sztuki sędziowskiej. Ma ich zachęcić do zapisania się na kurs i pójścia w ślady takich gwiazd jak Szymon Marciniak czy kiedyś Alojzy Jarguz. Publikuję tu wszelkie informacje związane ze światem sędziów, newsy i sprawy codzienne naszych organizacji (6116 fanów).

Z Dariuszem Dziekanowskim.

Postanowiłeś „wskrzesić” Orlęta Czyżew jako klub w ogóle. Już widać, że jesteście mocno obecni w social mediach. Wiem, ze w obecnej sytuacji trudno mówić o planach, ale zapytam jakie są cele klubu na najbliższe lata?

Jestem od zimy 2020 roku członkiem zarządu (bez funkcji) Klubu Sportowego Orlęta Czyżew. W istocie samo moje jestestwo w klubie to po prostu mus bez, którego nie mógłbym pozyskiwać środków na stoły do teqballa, a to nie bagatela. Ponadto mieszkam w Czyżewie i chciałem się zaangażować w działalność klubu. W planach mamy nie tylko teqball, myślimy o treningu mentalnym dla zawodników w kategorii junior i senior. Sztuką jest nie dać się złapać na jakąś byle prowokację lub nie dać podpuścić. Po za tym co jakiś czas zmieniają się przepisy gry w piłkę nożną, a kto jak nie sędzia o tym wszystkim opowie ? Planuję wziąć udział w kursie dla trenerów i pracować z grupami młodzieżowymi, bo nasz piękny stadion powinien tętnić życiem i owocować młodym narybkiem, a okolica jest bogata w talenty piłkarskie. Jeśli chodzi o najbliższe lata, to młodzież, młodzież i jeszcze raz młodzież.

Jak myślisz co grozi klubom niższych, jeśli runda wiosenna nie zostanie rozegrana, a raczej nie zostanie?

Jeśli chodzi o zagrożenia w wyniku pandemii koronawirusa to muszę powiedzieć, że jest to bogaty wachlarz możliwych sytuacji od nawet upadku klubu do pozostania na przynajmniej tej samej pozycji, lub nawet z przyczyn pewnych oszczędności lepsza koniunktura dla rzeczonego klubu. Wiem, że może będą pewne kontrowersje, ale to moje zdanie.

Robert Monarcho dziś to…

Jestem dumnym mieszkańcem Podlasia, z którym się związałem już na zawsze, na pewno będę jeszcze sędzią piłkarskim, pewnie będę trenerem, bo z piłką nożną jestem związany na całe swoje życie, zwariowanym pięćdziesięciolatkiem kochającym rodzinę.

Robert Monarcho za 5 lat to…

Za 5 lat związany będę z Podlaskim Związkiem Piłki Nożnej, ale jeszcze nie mogę powiedzieć jakimi więzami. Proszę o cierpliwość.

Co Cię urzeka w atmosferze niższych lig?

To wspaniałe środowisko. Ludzie szaleni, szczerzy i bardzo oddani temu co robią. Urzeka mnie zaangażowanie działaczy i zawodników, którzy niekiedy za symboliczne kwoty zwrotów za paliwo na dojazdy lub zupełnie społecznie angażują swój prywatny czas na sprawy związane z działalnością klubu.

Czy podzielasz mój pogląd, że kluby z niższych lig są traktowane po macoszemu przez centralę piłkarską i media?

W każdym związku czy federacji sportowej są pewne priorytety, to reprezentacje roczników i kluby z najwyższych klas rozgrywkowych. Nie wszystkie związki stać na pomoc klubom, nie wszystkie mogą wspierać je finansowo, ale na jakieś ustępstwa dla klubów z niższych lig, krajowe związki powinny iść.

Czego Ci życzyć na najbliższe miesiące?

Marzeń jest wiele, ale chciałbym, żeby wszyscy moi znajomi i nieznajomi, sprzymierzeńcy i adwersarze, byli zdrowi i szczęśliwe przeszli przez ten trudny dla nas czas. Sobie poproszę o życzenia 100 lat na przełomie półwiecza życia, dużo cierpliwości i mało trosk (śmiech). Dziękuję, miło było dla Was posiedzieć przy spokojnej muzyce i ciepłej herbacie.

Dziękuję za rozmowę.

Grzegorz Sawicki

Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.

Możliwość komentowania została wyłączona.

Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.