Rozgrywki Pucharu Polski w Niższych Ligach. Pocałunek śmierci i zło konieczne? Część I

Wiele klubów z Niższych Lig bardzo często narzeka w mediach społecznościowych, że muszą rozgrywać mecze Pucharu Polski w środku tygodnia. Pojawiają się dosadne określenia i wydawać się może, że „Puchar Tysiąca Drużyn” jest dla zespołów z niższych szczebli rozgrywkowych pocałunkiem śmierci i złem koniecznym.

Puchar Polski w Niższych Ligach, jak się okazuje, jest tematem bardzo wrażliwym i wielu klubów odmówiło mi oficjalnej odpowiedzi na dwa pytania:

Czy rozgrywki Pucharu Polski dla małych klubów są pocałunkiem śmierci i złem koniecznym?

Czy istnieje złoty środek, aby mieniące się szczytną nazwą „Puchar Tysiąca Drużyn” rozgrywki, nie były zmorą zespołów z niższych szczebli rozgrywkowych?

W rozpoczętej przeze mnie dyskusji nie wszyscy schowali głowy w piasek i uzyskałem bardzo ciekawe wypowiedzi działaczy klubowych, trenerów, groundhopperów/pasjonatów piłki nożnej czy dziennikarzy. Przed nami część pierwsza, w której przedstawiam stanowisko przedstawicieli dwóch ostatnich z wymienionych grup.

Mateusz Żurek, Twitterowicz, futbolowy pasjonat: Moim zdaniem Puchar nawet na najniższym szczeblu powinien być dobrowolny dla drużyn 2-3 najniższych klas rozgrywkowych. Czym innym jest obowiązkowe granie w lidze w weekend, a czym innym godzenie pracy zawodowej z grą w piłkę w tygodniu. Do tego dochodzi kwestia dojazdów… Stąd jak we wstępie – Puchar tak, ale po przedsezonowych deklaracjach klubów.

Prowadzący portal PilkaModna.pl: Zaskakujący jest impas w temacie Pucharu Polski między klubami z Niższych Lig a samym PZPN. Pierwsi co edycję kręcą nosami, że to i tamto z Pucharem. Drudzy z kolei udają, że nie słuchają i tylko zwiększają budżet na marketing. Żadna ze stron nie podejmuje bardziej radykalnych kroków. A temat wydaje się nieskomplikowany w swoim rozwiązaniu. Otóż udział powinien być… dobrowolny! Ktoś powie, że przecież tak jest. Zgoda, ale tylko poniżej Okręgówki. Zrównajmy wszystkie szczeble w dobrowolności. Puchar tylko dla chętnych, a przez to dla tych, którzy potraktują rozgrywki poważnie. A kluby nietrudno jest zrozumieć. Jesteśmy w czasach, gdy wiele drużyn ma problem ze skompletowaniem składu nawet na ligową sobotę. Dużo zawodników nie trenuje albo trenuje bardzo mało. Nie ukrywajmy, że mecze co 3 dni dla “nie zawodowców” to jakieś kilkadziesiąt procent więcej szans na urazy. Jedynym zyskiem okazuje się tak naprawdę możliwość zagrania z lepszymi zespołami, co najczęściej kończy się wysokimi wynikami. Frajdy w tym niewiele.

Bartek Pająk, komentator i redaktor Radio Golpl: Kwestia Okręgowego/Wojewódzkiego Pucharu Polski rzeczywiście jest dla wielu klubów z Niższych Lig zmorą. Często mecze w środku tygodnia są traktowane jako zło konieczne, gdyż pojawiają się problemy ze skompletowaniem kadry, która i tak w wielu przypadkach jest bardzo wąska. Zdecydowanie bardziej granie w pucharze „opłaca się” drużynom z IV ligi czy Klasy Okręgowej, które zazwyczaj mają w swoich szeregach ponad 20 zawodników. Teoretyczne schody zaczynają się, gdy mecze rozgrywane są o stosunkowo wczesnej porze – 15 czy 16. W tym przypadku zyskują jednak juniorzy, którzy mają szansę pokazania się w pierwszym zespole. Dla nich mecze we wtorki, środy czy czwartki są swego rodzaju nagrodą za wysiłki, jakie wkładają w treningi i grę w swoim roczniku. Dlatego też z perspektywy młodego piłkarza może to być świetna okazja na przetarcie w dorosłym futbolu na tle zazwyczaj silniejszego rywala. Nie da się jednak każdemu dogodzić, gdyż kluby występujące np. w Klasie A często nie mają aż tak bogatego zaplecza i szkolenia, by zawodnicy pierwszego składu mieli godnych zastępców. Znalezienie tzw. złotego środka będzie z pewnością trudnym zadaniem. Okiem kibica mecze pucharowe na niższych szczeblach zawsze są dodatkową okazją do pojawienia się na stadionie, z której zapewne skorzysta – o ile nie będzie musiał być w pracy, podobnie jak któryś z piłkarzy. Szczególnie z perspektywy trenera nie jest kolorowo, gdyż na 99% będzie miał do dyspozycji okrojony skład. Sam na ten moment nie jestem niestety w stanie wymyśleć logicznego rozwiązania, które pozwoliłoby podnieść prestiż rozgrywek Okręgowego/Wojewódzkiego Pucharu Polski, dzięki któremu kluby nie musiałyby „odpuszczać” takich spotkań z powodu mocno osłabionej kadry.

Przemek Płatkowski, redaktor w Mazowieckim ZPN oraz Retro Futbol: Myślę, że znalezienie złotego środka nie jest możliwe. Zawsze znajdzie się klub, który w danej rundzie ma za daleko na mecz, najlepsi strzelcy mają pracę na drugą zmianę itp. Przede wszystkim nie powinno być obowiązku udziału w rozgrywkach pucharowych dla zespołów, grających na określonym szczeblu. Niech grają tylko ci, którzy chcą, co z drugiej strony wiąże się z ryzykiem, że okręgowe puchary będą przeznaczone tylko dla tych, których stać będzie na dalekie wyjazdy. Okręgowe puchary w większym stopniu są szansą dla klubów na doszlifowanie formy przed sezonem, czy grę z przeciwnikiem, z którym w lidze nie mogą się zmierzyć. Jakimś rozwiązaniem na zmniejszenie problemu dalekich wyjazdów może być wstępne podzielenie drużyn przed losowaniem ze względu na kryterium geograficzne. To się jednak wiąże z tym, że mecze pucharowe będą spotkaniami ligowymi bis, ponieważ ligowi rywale spotkają się ze sobą także w środku tygodnia. Uważam, że zawsze będą zadowoleni i niezadowoleni z terminarza danej rundy. Dla niektórych klubów rozwiązaniem jest oddanie meczu walkowerem, ale chyba nie o to tu chodzi, bo szczególnie w pierwszych rundach tych rozgrywek mamy niekiedy do czynienia z „Pucharem 1001 walkowerów”. W związku z tym uważam, że powinno się wprowadzić dobrowolność udziału w rozgrywkach okręgowych pucharów.

Norbert Bandurski, dziennikarz „Przeglądu Sportowego” i „Onet Sport”: Trudny to temat i na pewno trzeba byłoby go przedyskutować z klubami, ale jest kilka pomysłów, by Puchar Polski był mniej uciążliwy. Przede wszystkim wcześniejsze rozpoczęcie rozgrywek pozwoliłoby na ich wcześniejsze zakończenie. Dzięki temu nie trzeba będzie grać w połowie października w środę o 15:00, aby zdążyć przed zmierzchem. Meczów w środku tygodnia całkowicie raczej nie wyeliminujemy, ale rozpoczynanie ich o 17:00 we wrześniowym cieple jest chyba wszystkim na rękę. Da się to zrobić, jeżeli początkowe rundy rozpoczniemy w lipcu. Kiedy się da, można je rozgrywać w weekendy, a jak nie, to nawet w środku tygodnia, gdy i tak wiele zespołów umawia się na sparingi. Oczywiście, drużyny będą czasem zdekompletowane, bo jeden czy drugi piłkarz wyjedzie na wakacje, ale to jest przecież amatorska piłka. Na mecz w październiku o 15:00 również nie każdy dotrze, bo albo będzie w pracy, albo w szkole. Gra w lipcu pozwoliłaby nam wykorzystać słoneczną pogodę, która mogłaby przyciągnąć na trybuny więcej kibiców niż deszczowa środa jesienią. Kolejna rzecz to brak obligatoryjnego uczestnictwa w rozgrywkach. Aktualnie zdecydowana większość klubów musi przystąpić do Pucharu Polski (w zależności od województwa z obowiązku zwolnione są tylko kluby z jednej – dwóch najniższych lig). Niech w Pucharze grają tylko ci, którzy chcą i mają ku temu możliwości. Powinno tu zahamować przeistaczanie się rozgrywek w „Puchar Tysiąca Walkowerów”. Jednocześnie obniży to liczbę uczestników, być może sprawi, że do rozegrania będzie jedna runda mniej, a tym samym jeszcze łatwiej będzie uniknąć grania końcowych rund w niewygodnych terminach. No i będą w nich uczestniczyli tylko ci, którzy chcą, a nie tylko pragną odbębnić obowiązek i cieszą się z odpadnięcia. Na podniesienie prestiżu okręgowych PP kilka lat temu ciekawy pomysł przedstawił Michał „Futboholik” Mączka. Należy zwiększyć szanse amatorskich klubów na wielką przygodę. Aktualnie, żeby klub z B klasy mógł gościć u siebie mistrza Polski w ogólnokrajowym Pucharze Polski, musi pokonać ponad 10 rund w pucharach okręgowych i wojewódzkich. W praktyce musi sprawić kilkanaście niespodzianek lub sensacji. Z góry jest więc skazany na porażkę. Gdyby jednak jego drogę skrócić o kilka szczebli, to nadal byłoby to bardzo trudne, ale już bardziej realne. Nagroda, jaką byłoby goszczenie na własnym boisku wielkiego klubu byłaby raczej większą motywacją niż gratyfikacje finansowe. Michał Mączka szczegółowo opisał swój pomysł TUTAJ Zapewne wymagałby on kilku modyfikacji, ale z pewnością jest warty uwagi. Najważniejsze, żeby kluby i okręgowe związki były w stałym kontakcie i zwracały uwagę na swoje potrzeby, bo oczywiście mogą mieć na powyższe pomysły inne spojrzenie, niż ja, patrzący z boku.

Marek Wawrzynowski, dziennikarz „Przeglądu Sportowego” i „Onet Sport”: Szczerze mówiąc to wydaje mi się, że to mocno naciągany problem. Oczywiście ktoś musi iść do pracy itd, ale jeśli chodzi o drużyny z klasy B czy A to jest raptem kilka dni w roku i okazja, żeby sprawdzić się z mocnymi drużynami, mieć jakieś wspomnienia. Wydaje się, że ktoś narzeka dla narzekania.

Maciek Szcześniewski, redaktor i komentator WP Pilot/ Ligowiec/ HutnikTV/ 2i3ligapl/Futmal: Jest to z pewnością pewien problem, nad którym warto się pochylić. Znam temat z autopsji, bo grając w niższych ligach mecze Pucharu Polski faktycznie były czasami złem koniecznym. Kwestia jest wielowymiarowa. Po pierwsze często amatorskie zespoły mają problem by w tygodniu trenować ze względu na niewielką liczbę zawodników, zawodnicy często nastawiają się tylko na 1, max 2 treningi i mecz. Dodatkowy mecz w tygodniu to już za dużo by „się zebrać” i zagrać efektywnie. Po drugie dla większości drużyn, które nie mają większych aspiracji i grają dla przyjemności – przygoda w PP jest bez sensu, ze względu na brak wymiernych korzyści. Drużyna nawet wygrywając 1-2 mecze i tak prędzej czy później wpadnie na zespół z wyższej ligi i dostanie w tyłek. Dla wielu zawodników lub trenerów to „stracony czas”. Tutaj powinna się zwiększyć rola związków regionalnych (a pośrednio PZPN). W mojej opinii można by zmniejszyć liczbę drużyn obligatoryjnie występujących w PP (np. poprzez wcześniejsze zgłoszenie do PP) wtedy nie byłoby przymusu i graliby ci co naprawdę chcą. Z drugiej strony kwestia zwiększenia prestiżu rozgrywek, nagród tak by zrobić na zasadzie kija i marchewki, że przykładowo wygrana w regionalnym pucharze wiąże się z naprawdę solidna nagroda finansowa, lub mniejsze kwoty za przejście poszczególnych rund (do podziału). To z kolei generuje koszty. Jak widać problem istnieje i nie jest łatwy do rozwiązania. Po części jest to „wina” zespołów, małej liczby chętnych graczy i problemów z frekwencją. Z drugiej niski prestiż rozgrywek na szczeblu regionalnym co należy do związku. To związek też powinien rozpocząć debatę w tym temacie, zrobić ankiety w klubach i poznać potrzeby oraz oczekiwania klubów. Od tego bym zaczął.

Cfeter, pasjonat piłki nożnej, groundhopper: Ujmę to krótko – dla mnie kluby zamiast rozgrywać w okresie między sezonami sparingi, mogłyby grać puchar w tym okresie, w weekendy. Wakacje? Sądzę, że kadrowo nie byłoby różnicy, a może nawet byłoby lepiej. Nieraz byłem świadkiem, jak kluby w tygodniu na puchar przyjeżdżają w siódemkę…

Piotr Broszkiewicz, Twitterowicz, futbolowy pasjonat: Puchar Polski w swojej historii dostarczył kibicom wielu niezapomnianych chwil, w tym również niespodzianek. Można odnotować mecze, w których skazywana przez ekspertów na pożarcie drużyna z niższych szczebli rozgrywkowych eliminowała dużo wyżej notowanego przeciwnika. Rozgrywki stały się możliwością na wypromowanie swojej marki wobec sporego audytorium. Ma to związek z transmisjami wybranych spotkań w stacjach sportowych o pokaźnym zasięgu. Gra na kilku frontach nie zawsze była „miło” traktowana przez polskie drużyny, bez względu na prezentowany poziom rozgrywek. Mowa tu o między rozgrywkach Pucharu Polski, który przeważnie odbywa się w środku tygodnia. Nie jest inaczej w przypadku turnieju Regionalnego Pucharu Polski. W takim rodzaju gier występują zespoły z niższych szczebli rozgrywek, prowadzonych w różnych formach prawnych. Piłkarze uczestników wyżej wspomnianego Pucharu Polski często nie mają statusu „zawodowca”, co oznacza, że gra w klubie nie stanowi w ich budżetach domowych najważniejszego źródła dochodu. Żeby utrzymać siebie i swoją rodzinę muszą podjąć zatrudnienie w zupełnie innych branżach. Mecze Pucharu Polski w połowie tygodnia mogą w bardzo dużym stopniu kolidować z obowiązkami zawodowymi. Pracodawcy mogą mieć obiekcje, gdy ich pracownik zamiast wykonywania swoich powinności służbowych, będzie wolał wystąpić w tym czasie na boisku. To jest bardzo istotny problem logistyczny. Inną problematyką jest finansowanie wyjazdów. Klub „X” będzie musiał w ramach turnieju zmierzyć się z rywalem, który znajduje się daleko od siedziby klubu, a to generuje kolejne zobowiązanie natury finansowej. Długie podróże są w stanie wygenerować znaczne koszty. Następną przesłanką „zniechęcającą” do podjęcia trudu w Pucharze Polski jest ryzyko nabawienia się kontuzji. Wiadomo, piłka nożna jest sportem wybitnie kontaktowym, a w przypadku klubów amatorskich nie można liczyć na rozbudowany departament medyczny. Poważny uraz może także wymusić pauzę w wykonywaniu swojego zawodu, a to z kolei wpłynęłoby na zmniejszenie miesięcznego dochodu. Żeby nie było tak pesymistycznie, udział w oficjalnym meczu to kapitalna sposobność na sprawdzenie swojej formy oraz tych elementów, które zostały wypracowane na ciężkich treningach. Wyśmienita forma na boisku może zostać dostrzeżona przez lokalnych skautów drużyn z poziomu centralnego. No i nie zapominajmy o historii i przeżytych emocjach, których nie kupi się za żadne pieniądza świata. Co mogą zrobić Wojewódzkie Związki Piłki Nożnej, aby zachęcić do uczestniczenia w takich imprezach? Można spróbować pomyśleć o dofinansowaniach do wyjazdów, rozwiązywaniu najpilniejszych spraw organizacyjnych, etc.? Na pewno to by w jakimś stopniu zmniejszyło obciążenie drużyn w wieloaspektowych dziedzinach.

Wojciech Mroziński, redaktor w Kościańskiej Telewizji KLIN TV: Puchar Polski w Wielkopolsce odbywa się w dwóch etapach. Od sierpnia do listopada o puchar walczą zespoły w strefach: poznańskiej, leszczyńskiej, kaliskiej, konińskiej i pilskiej. Udział w rozgrywkach biorą obowiązkowo drużyny z V ligi i klasy okręgowej. Udział zespołów z A i B-klasy jest dobrowolny. Zwycięzcy stref oraz III i IV ligowcy wiosną walczą w etapie wojewódzkim. Mecze rozgrywane są w środy, a jesienią zmrok zapada wcześniej. Niestety nie wszystkie kluby dysponują obiektami z odpowiednim oświetleniem. Co za tym idzie zmuszone są do rozgrywania meczu o wcześniejszych godzinach. Tu pojawia się problem z frekwencją zawodników. Zdecydowana większość piłkarzy w niższych ligach godzi grę w piłkę z pracą lub nauką. Nie zawsze pracodawcy są chętni by zwolnić wcześniej chłopaka i czy dać mu urlop tylko dlatego że gra mecz.
I to jest problem tych rozgrywek. Dlatego niektóre kluby traktują okręgowy Puchar Polski jak zło konieczne. A szkoda, bo uważam, że mimo wszystko są to atrakcyjne rozgrywki i okazja do dodatkowej rywalizacji. Szczególnie gdy drużyna podejmuje rywala z wyższej ligi.

***

W drugiej części, która zostanie opublikowana we wtorek (18 października) przedstawię wypowiedzi osób działających i związanych bezpośrednio z klubami Niższych Lig.

Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.

Możliwość komentowania została wyłączona.

Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.