„Goście przyjechali w siódemkę i spotkanie zakończyło się po 10. minutach.” Czy takie mecze w Niższych Ligach mają sens?

Co weekend pojawiają się informacje z meczów Niższych Lig o mniej więcej takiej treści: „Goście przyjechali w siódemkę (ósemkę). Mecz zakończył się po 10. (15, 20, 30) minutach, gdyż zespół rywali został zdekompletowany. Do tego czasu prowadziliśmy 8:0.” Czy rozgrywanie takich spotkań ma sens?

Powyżej postawione pytanie zadałem osobom z futbolowego środowiska. Część z moich rozmówców była bardzo zaskoczona, gdyż wcześniej nie spotkała się w swoim regionie z takimi przypadkami. Inni nie okazywali zdziwienia, gdyż do takich zdarzeń dochodzi w ligach, w których występują ich zespoły. Z kolei Piotr Wąsowski, dobrze znany kibicom futbolu w Polsce, stwierdził, że podobne sytuacje są solą Niższych Lig i częścią ich folkloru. Zdania są podzielone, ale jednak większość pytanych podkreśla, że rozgrywanie meczów w sytuacji, gdy jedna z drużyn jest zdekompletowana, nie ma nic wspólnego ze zdrową rywalizacją.

Krzysztof Bigas, prezes KS Gwoździany (Klasa A Lubliniec): O tyle dla mnie to świeży temat, bo w poprzednią sobotę rozpoczęliśmy mecz w dziewięciu. Wynik 0:11. Przez te ostatnie dni spotkaliśmy się jako KS Gwoździany z wyrazami szacunku za zagranie 90. minut oraz wsparciem. Ale czy mecz ten miał sens? Raczej nie, bo wiąże się z olbrzymią irytacją i może zniechęcić występujących w tym spotkaniu. Od razu zaznaczam, że fuzje i inne pomysły mające na celu zmniejszenie liczby drużyn według mnie nic nie przyniosą. Z obecnej 21-osobowej kadry KS Gwoździany w innych klubach występowałoby może z pięciu chłopaków. Mimo ogromnego wpływu kosmopolityzmu na młodych ludzi, trzeba opierać trzon drużyny na „własnych” zawodnikach. Oczywiście mówię to z perspektyw klubu z wioski liczącej 700 mieszkańców.

Paweł Bochniak, prezes Strzelca Chroberz (Klasa B Kielce II): Na całe szczęście w naszej lidze takie zjawisko nie jest nam znane i nie wiedzieliśmy, że występuje często. Jeśli ktoś ma równą 11-tkę to są to zdarzenia sporadyczne. A żeby grali zdekompletowani w aż tak dużym stopniu, na granicy możliwości kontynuowania meczu ligowego, to nie przypominam sobie takiego meczu. Powiem szczerze, że jestem mocno zaskoczony pytaniem i że w ogóle coś takiego istnieje.

Artur Mazur, wiceprezes Czarnych Jaworze (Klasa Okręgowa, piąta grupa śląska): Dawno już nie byłem świadkiem przedwczesnego zakończenia mecz z powodu zdekompletowania drużyny. Jednak kiedyś, zwłaszcza w grupach młodzieżowych, to była plaga takich zdarzeń. Przed ciężkim dylematem w takich sytuacjach stoją kluby, czy oddać mecz bez walki i liczyć się z następstwem konsekwencji dyscyplinarnych, czy też jechać w niepełnych składach i zgłosić „kontuzje” po kilku minutach gry przy stanie 0-3… Patrząc z strony drużyny kompletnej, jest to bardzo irytująca sytuacja, jednak nie ma na to żadnego wpływu. A czy rozgrywanie takich meczów na sens? Na pewno nie! Każdy przez to cierpi, nie tylko zespół zdekompletowany… Może władze związkowe wreszcie powinni zrobić z tym porządek.

Przemysław Piotrowski, wiceprezes Unii Ciechanowiec (podlaski klub szkolący młodzież): Ja ci powiem, że jeszcze nigdy nie spotkałem się osobiście z takim wydarzeniem. Mimo wielu problemów różnych drużyn, jeśli taka drużyna przyjechała na mecz, albo ja jechałem do takiej drużyny i mecz się rozpoczął, to zawsze był dokończony. Nawet jak lewy obrońca w 10. minucie rzygał pod siebie to przynajmniej przestał pozostałe 80. minut na boisku i z honorem dotrwał do końca. Oczywiście zdarzało się, że ktoś odwołał przyjazd i był walkower, ale to jest akurat zrozumiałe – wąska kadra, kontuzje, imieniny cioci – i nie ma siły, żeby zebrać 11 na mecz, więc po co narażać obie strony na koszty. Ale oczywiście rozgrywanie meczów, gdy na starcie jedna drużyna jest zdekompletowana, moim zdaniem nie ma sensu. Kończy się to patologią, wynikami po 20:0, a jeszcze niech ktoś w takim głupim meczu zerwie więzadła, bo przeciwnik chciał szybko dostać czerwoną kartkę… Dla mnie to kryminał.

Piotr Chodkiewicz, bramkarz i były prezes Naprzodu Świbie (Klasa A Zabrze): Według mnie będziemy coraz częściej spotykać się z tym zjawiskiem. Wynika to głównie z trzech aspektów: 1. Problemy zdrowotne starszych zawodników, uniemożliwiające im dalszą grę 2. Ludzie w wieku 20-30 lat zakładają rodziny albo stawiają na pracę i piłka przestaje mieć dla nich większe znaczenie 3. Całkowicie zanika piłka juniorska w małych klubach. W Świbiu kilka lat temu każdego roku do drużyny seniorów przychodziło po 2-4 juniorów. Od 4 lat nie doszedł żaden, bo młodzieży nie chce się grać w piłkę. Nadzieja w obecnych grupach dziecięcych (7-12 lat) i w tym, że nauczymy ich pewnej dyscypliny a miłość do piłki szybko w nich nie zgaśnie. Czy rozgrywanie takich meczów ma sens? Oczywiście, że nie. Jednak kluby robią wszystko, żeby nie płacić kary za walkowery, więc jadą w 8 czy 9.

Mateusz Cieślik, szkoleniowiec Sparty Zabrze (Klasa B Zabrze): Niestety, widoczne jest to na każdym kroku, że z roku na rok jest coraz ciężej w „amatorskiej” piłce pod względem młodych zawodników, a i ze starszymi jest problem. Wiosna, słoneczko, lisek, woda, piwko, dziewczyna, żona… Jesień, zimno, deszczowo itd. A wymieniłem tylko kilka powodów, gdzie wymienić można naprawdę sporo i to proszę wierzyć bardzo oryginalnych również. Wniosek atmosfera w szatni, „piwko” po meczu, kiełbaska czy pizza po meczu a nawet pieniążki za awans, sztabki złota nie są wstanie rywalizować z pokusami życia codziennego. Czy takie mecze mają sens? Generowanie kosztów dla obu zespołów jest spore, ale grać zawsze warto! Czasami słyszałem, że w ośmiu czy dziewięciu zespoły wygrywały mecz. To też kwestia nastawienia, podejścia i chęci! Gram, żeby wygrać, obojętnie czy w jakim składzie osobowym, a nie tylko pojechać, odbębnić i zapomnieć.

Kamil Jackiewicz, wiceprezes LZS Krynki (podlaska Klasa Okręgowa): Prawdę mówiąc ciężko mi jakoś to określić, bo na Podlasiu takie zjawisko w zasadzie nie występuje. W ostatnich miesiącach kilka razy doszło do tego, że goście zrezygnowali z przyjazdu na poziomie Klasy A, ale nie było sytuacji z dekompletacją drużyny. Jeśli chodzi jednak o samo zjawisko to jest to także swego rodzaju kruczek w zapisach regulaminowych ligi. Jak dobrze pamiętam to więcej niż dwa walkowery spowodowane właśnie nie przybyciem na mecz w sezonie powodują wycofanie/degradację (przynajmniej kiedyś było coś na rzeczy). Jeśli natomiast drużyna stawi się na meczu, wyjdzie na boisko i wtedy dojdzie do przerwania przez dekompletację to ten walkower jest traktowany w inny sposób. Czy natomiast rozgrywanie takich spotkań ma sens? Z punktu sportowego żadnego, ale jeśli popatrzymy na to jako na pasję w sporcie amatorskim to jest to zrozumiałe.

Przemysław Płatkowski, groundhopper, YouTube „Luz i Zapał”, redaktor w Mazowieckim ZPN: Z logicznego punktu widzenia – nie ma. Myślę jednak, że należy inaczej podchodzić do sytuacji, gdy jedna z drużyn od początku zamierza poddać mecz w jego trakcie, a inaczej, gdy wynika to z kontuzji lub innych zdarzeń losowych, które powodują kadrowe braki. W ubiegłbym sezonie byłem na meczu, który zakończył się po trzech minutach. Goście przyjechali w pięciu, wzięli dwie osoby z trybun, wyszli na mecz, by po chwili stracić bramkę i zejść z murawy. To kompletny brak szacunku dla kibiców, sędziów i przeciwników, którzy muszą poświęcić swój czas i pieniądze na dojazd na takie spotkanie. Czy naprawdę problemem było zadzwonienie i powiadomienie, że nie ma się kadry i odpuszcza się mecz? Uważam też, że nie można wrzucać wszystkich do jednego worka. Zupełnie inaczej powinno się traktować przypadek, gdy dana drużyna, pomimo zdekompletowania, chce wyjść na boisko i powalczyć, nawet jeśli skończy się to zejściem z boiska po 45. minutach. Zawsze lepiej podjąć walkę niż poddać się bez gry. Jako przykład warto podać Grom Prace Małe z sezonu 2016/17, który na dwa kolejne mecze nie mógł zebrać jedenastki. Mimo go gracze Gromu rozegrali po 90. minut, przegrywając 0:25 i 0:24. Z czysto sportowego punktu widzenia takie mecze nie są w żaden sposób atrakcyjne, bo momentami aż żal patrzeć na to, co się dzieje na boisku. Uważam, że jeśli klub wychodzi na boisko tylko po to, by zaraz z niego zejść, to nie powinien w ogóle przystępować do spotkania. Jeśli ktoś chce mimo trudności powalczyć na boisku – niech ma do tego pełne prawo.

Michał Listkiewicz, były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej: Niestety, to coraz częstsze zjawisko. Gonitwa za pracą, pieniądzem, uzależnienie od Internetu sprawiają, że tak jest. Samorządy nie rozumieją prospołecznej roli sportu amatorskiego, małe kluby głodują. A potem żale, że otyłość, alkoholizm, patologie. 1 dolar wydany na sport to oszczędzenie 7 dolarów na służbie zdrowia i opiece społecznej (dane z USA). Trzeba zatrudnić w każdej gminie animatora sportu, zachęcić byłych piłkarzy z okolicy.

Bartłomiej Modzelewski, kierownik drużyny GKS Rutki (podlaska Klasa A, grupa III): Jeżeli chodzi o takie mecze, to również mieliśmy dość podobną sytuację. Nasi rywale – nie będę wymieniał nazwy kluby – prosili, żebyśmy mecz zagrali po 2×30 minut, przez ich braki kadrowe. Nie zgodziliśmy się, mecz obył się normalnie. Jeżeli jednak chodzi o takie sytuację to uważam, że jest sens rozgrywania takich meczów z jednego prostego powodu. W niższych ligach, a szczególnie na poziomie Klasy A czy B, wszyscy głównie bawimy się grą w piłkę. Jeżeli jakaś drużyna ma nawet duże braki kadrowe, ale też chęci rozegrania takiego meczu to gramy i tyle. Za dużo drużyn w ostatnim czasie wycofuje się rozgrywek, więc osobiście wolę, żeby grali w osłabieniu niż w ogóle.

Przedstawiciel klubu Turośnianka Turośń Kościelna (podlaska Klasa A, grupa III): Jesteśmy na „rynku” dopiero drugi sezon, ale nie mieliśmy sytuacji podczas żadnego meczu ze drużyna gości przyjechała niekompletna. Tych minimum 11 było zawsze, ilu było rezerwowych to sprawa drugorzędna. Ale 11 do gry była zawsze. Zdarzają się sytuacje w piłce dziecięcej, że drużyny nie przyjeżdżają na turniej. W ubiegłej rundzie w grupie wiekowej Żak mieliśmy czterech rywali, rozgrywaliśmy pierwszy turniej w roli gospodarza – przygotowaliśmy wszystko, smakołyki dzieciom, herbatę rodziców, bo była już zimna jesień, boiska przygotowane – patrząc jak to wygląda podczas innych turniejów – profeska. Niestety, nie przyjechał żaden z rywali bez wcześniejszej informacji. Zero kontaktu. Dzieciaki stały na boisku zdezorientowane i mocno zniesmaczone. Sędziowie (wtedy jeszcze musieli być) stawili się na czas i posędziowali wewnętrzny mecz pomiędzy Naszymi zawodnikami. Ostatnio pisała o podobnej sytuacji Unia Ciechanowiec. W tej rundzie już takich sytuacji nie mieliśmy więc jestem w stanie stwierdzić, że to się poprawiło. Ale wracając do seniorów – nie spotkaliśmy się z takim problemem.

Norbert Bandurski, dziennikarz „Przeglądu Sportowego” i Onetu: Może taki mecz nie przyniesie wielkich emocji, ale lepiej go rozgrywać niż nie. Czasem pozwala to uniknąć wycofania drużyny z rozgrywek, a po chwilowym kryzysie zespół znów jest w stanie uzbierać 11 gości do gry. Wiem, że z punktu widzenia zwycięzcy taki mecz nie ma wielkiej wartości, ale dysproporcje w B klasie (a tam najczęściej zdarzają się takie sytuacje) są na tyle duże, że i bez tego najlepsze drużyny mają w sezonie kilka meczów, na które przyjeżdżają w ramach treningu, bo wiadomo, że i tak wysoko wygrają.

Piotr Wąsowski, sędzia, YouTube Wąski Kanał, FutbolTrip na YouTube LV BET: Rzeczywiście, takie sytuacje mają miejsce, ale nie są nagminne. Spotykam się z drużynami z Niższych Lig i jeżeli już decydują się na występy, to organizacja w klubach jest już na jakimś poziomie. Oczywiście, są sytuacje okolicznościowe – wesela, chrzciny, komunie – do tego dochodzą kontuzje czy kartki. Wówczas zdarzają się wspomniane sytuacje, ale dla mnie jest to sól Niższych Lig, które mają swoisty folklor. Jeżeli ktoś tego nie czuje, nie rozumie czy mu przeszkadza, to niech spojrzy w kierunki piłki zawodowej. Osobiście odróżniam piłkę amatorską od zawodowej. I w tej pierwszej dopuszczam tego typu zdarzenia, jako element tego folkloru związanego z amatorstwem, z tym, że ci goście, którzy nigdy nie mieli predyspozycji do gry w zawodowej piłce też chcą się bawić. Oni też chcą uczestniczyć w rywalizacji, grać w lidze, strzelać gole czy dostawać kartki. Chcą być częścią tej wielkiej futbolowej rodziny, mimo, że nie mają umiejętności, które predestynują ich do gry w wyższych ligach, gdzie występują zawodowcy. W Niższych Ligach grają amatorzy, więc czasem i organizacja jest amatorska w niektórych drużynach.


Zapraszam wszystkich chętnych do wyrażenia swojej opinii na powyższy temat. Kontakt na FB, Twitterze lub mailowo galaktycznyfutbol@gmail.com.


Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.

Możliwość komentowania została wyłączona.

Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.