Wywiad z Arturem Borucem: Lubię żyć, lubię czerpać z każdej możliwości, którą mam. Tyle (WIDEO)

Artur Boruc udzielił oficjalnej stronie klubu Legia.com wywiadu podsumowującego swoją bogatą karierę klubową i zapowiadającego mecz Legia Warszawa – Celtic FC, który zostanie rozegrany 20 lipca 2022 roku.

Biuro Prasowe Legii Warszawa udzieliło zgody na udostępnienie części wywiadu:

Do Legii przyjechał na fotelu ustawionym na pace żuka. Przez lata fotel zamienił się w tron, a Król Artur uzyskał status legendy w przynajmniej dwóch miastach. Droga do niego była jednak długa, kręta i ostatecznie chyba nigdy nie dotarła na szczyt, bo sam przyznaje, że mógł osiągnąć dużo więcej. Artur Boruc odzywa się bardzo rzadko, ale dziś przemówił. Ta rozmowa to spowiedź przed jego ostatnim meczem. To podsumowanie całej kariery. To rozliczenie się z przeszłością i uzyskanie odpowiedzi na pytania, które jeszcze nigdy nie były zadane. Zapraszamy na nasz ostatni wywiad z Królem. Królem, który – choć to jego boiskowy epilog – dopiero się z Wami wita.

– Jeśli powiem, że trudno wyobrazić sobie lepszy mecz na Twoje pożegnanie, to chyba nie skłamię.

– Dokładnie tak, bardzo trafne stwierdzenie. Ostatnie spotkanie w karierze rozegram w barwach Legii przeciwko Celtikowi, któremu też w jakiś sposób kibicuję – to klub bardzo mi bliski, gdzie spędziłem świetne lata. Taki mecz jest bardzo fajną inicjatywą ze strony Legii, naprawdę dobrym zwieńczeniem tej mojej przygody. Może jeszcze od siebie wbiję małą szpilkę – szkoda, że to dopiero pierwsze pożegnanie piłkarza na tak wzniosłym poziomie. W każdym razie ja z tego meczu bardzo się cieszę i cieszę się również na myśl, że być może taki event zapoczątkuje kolejne, a imprezy pożegnalne w takim stylu będą nam wszystkim towarzyszyć częściej.

– Przez lata powtarzałeś rodzinie „jeszcze tylko roczek”. Co się stało, że ten roczek był Twoim ostatnim?

– Zderzenie z rzeczywistością, tą naszą, polską. I chyba ogólnie z tym co dzieje się w polskiej piłce, w której nie jest jeszcze tak różowo, jak mogłoby się wydawać. Nasza liga jest piękną bańką, ale wewnątrz wygląda zupełnie inaczej. Do tego doszły – nie ukrywajmy – moje lata i stan zdrowia, który nie pozwoliłby mi reprezentować barw Legii Warszawa na odpowiednim poziomie. Stąd więc wzięła się moja decyzja i… może na tym poprzestanę.

– Często powtarzasz, że niczego w życiu nie żałujesz. A gdybym zapytał o mecz z Wartą i tę słynną już sytuację?

– Dlaczego miałbym żałować, powiedz mi.

– Bo tak naprawdę wtedy skończyła się Twoja kariera boiskowa.

– Zakończyła się tak jak moje dotychczasowe działania, czy to boiskowe czy nie. Może nie do końca na moich zasadach, ale z lekkim przytupem.

– To trochę alegoria całej Twojej kariery. Zawsze starałeś się żyć jak chcesz?

– Jak chcę, dokładnie. To dobre sformułowanie.

– Często powtarzałeś też, że życie to impreza. Traktowałeś je tak od początku, czy raczej zacząłeś patrzeć w ten sposób pod wpływem pewnych doświadczeń?

– Tak, zresztą dosyć długo do tego dochodziłem. Moi rodzice bardzo wcześnie zmarli i pewnie przez to też starałem się z tego życia wyciągnąć jak najwięcej. Ciągle z niego czerpię i mam nadzieję, że zostanie takie fajne jak jest. Lubię żyć, lubię czerpać z każdej możliwości, którą mam. Tyle.

– Kiedykolwiek w ogóle przejmowałeś się zdaniem innych?

– Był taki okres. Okres trochę mniej przyjemny w moim życiu, kiedy polscy – i nie tylko polscy – paparazzi zaczęli robić sobie jaja z niego i tego, co się wokół mnie działo. To rzeczywiście było duszące, bardzo tego nie lubiłem i mam wrażenie, że wtedy wycofałem się ze sfery publicznej. Zdarza mi się gdzieś pojawić, ale robię to naprawdę bardzo rzadko. Myślę, że pewnie już nie zaufam ani mediom, ani tak do końca ludziom.

– Ciągle uczyłeś się bycia Arturem Borucem. Mówiąc o początkach kariery w Legii wspominałeś, że był okres, w którym Ci – cytuję – „odpaliło”. To był jedyny raz, czy tych razów było więcej?

– Tak, wtedy jak najbardziej mi odpaliło. Pochodzę z dosyć biednej rodziny i po pierwszych zarobionych pieniądzach sytuacja, w której mogłem sobie na więcej pozwolić, w jakimś sensie mnie skręciła. A czy to był pierwszy raz? Pewnie nie, na pewno nie, bo często działam bardzo impulsywnie i różnie może być to odbierane. Każdy sukces na pewno w jakiś sposób prowokuje w nas inne spojrzenie na świat, w którym jesteśmy. Czy to na piłkę, czy na życie.

– Celtic to był Twój prime życia po swojemu i robienia tego co chcesz? Jeżeli chodzi o sytuacje – nazwijmy to ładnie – kontrowersyjne, to chyba tam było ich stosunkowo najwięcej.

– Ale to przez to, że media wtedy bardzo mocno uczestniczyły w moim życiu. W tamtym czasie zrobił się boom na paparazzich, to oczywiście funkcjonuje do dziś, ale wówczas takie zjawisko się zaczynało.

– W którym momencie poczułeś, że naprawdę jesteś Holy Goalie? Kiedy ktoś śpiewa o Tobie, że jesteś święty, to musi robić wrażenie.

– Ale to jest pokłosie trochę innych moich występków, tak mi się przynajmniej wydaje. Aż tak dosłownie bym tego nie brał.

– Czyli to kwestia tego, że Twoje występy nie ograniczały się tylko do kwestii piłkarskich.

– To się zawsze w jakiś sposób łączyło. Nie będę ukrywał, że często bardziej byłem kibicem niż piłkarzem i tak zostało do dziś. Poprzez to, że mam bardzo fajną pracę, całkiem dobrze płatną, jakoś się dało z tym żyć (śmiech).

– W czasie Twojego prime’u pojawiały się oferty z naprawdę dużych klubów?

– Pojawiały, tylko widzisz, problem był taki, że wtedy odłączyłem się od mojego polskiego menadżera i zostałem swoim własnym. Nie był to najlepszy wybór (śmiech). Tak, były oferty, coś tam się działo, był Milan, był swojego czasu Tottenham, jeśli mówimy o czasie mojej gry w Celtiku. Ostatecznie wylądowałem w Fiorentinie, ale to też było po tym, gdy związałem się ze Struanem Marshallem, który jest bardzo dobrym agentem. Na pewno lepszym niż ja.

– Jakimi kategoriami myślałeś, będąc swoim własnym menadżerem? Podejrzewam, że kiedy dostaje się ofertę z Milanu czy Tottenhamu, to przynajmniej się ją rozważa.

– Mnie ci ludzie po prostu wkur… do tego momentu, naprawdę irytowało samo ich podejście do życia. Do dziś pewnie większość z nich tak ma, w ten sam sposób traktują swoich podopiecznych. Nie lubię tego i dlatego pewnie nie miałem żadnego agenta. Ja do swojego dodatkowego zawodu, który wykonywałem będąc piłkarzem, podchodziłem bardzo luźno.

– Skoro sam nie wiesz jeszcze w jakim punkcie jesteś, to czy od Twojego zejścia z boiska przeciwko Warcie Poznań odbywały się już jakiekolwiek poważne rozmowy?    

– Z trenerem zamieniłem dwa zdania o meczu z Wartą i to zostawmy. Rozmów jako takich nie było, pojawiły się chwilę przed zakończeniem sezonu i była to raczej krótka konwersacja, jeśli chodzi o moją ewentualną karierę piłkarską. Rozmowa z dyrektorem sportowym zawsze jest owocna.

– Ty się chyba zawsze najlepiej czułeś wśród zwykłych ludzi.

– Tak, bo ja jestem zwykły. To co dzieje się w piłce, to bańka. Kariera kończy się w wieku trzydziestu pięciu, w moim przypadku czterdziestu dwóch lat, co swoją drogą uważam za szaleństwo, bo nigdy nie spodziewałbym się, że będę grał tak długo. Życie piłkarza to bańka, bardzo ciężko jest – albo wręcz nie ma takiej możliwości – dotknąć jego codziennego oblicza. Jeżeli jesteś świadomy tego, co dzieje się wokół ciebie, to jak najbardziej trochę więcej o tym myślisz. Jednak sam fakt, że wychodzisz na boisko, trochę lepiej zarabiasz, nie masz normalnego trybu pracy, bo trenujesz po trzy, cztery godziny dziennie plus wyjazdy na mecze w tygodniu… mam wrażenie, że to wszystko w jakiś sposób oddziałuje na pryzmat, przez który patrzymy na życie.

– Jak każdy – z jednymi masz dobry kontakt, z innymi nie. Trenerowi Smudzie ostatnio pożyczyłeś nawet sto lat. W aferze związanej z Twoim rozbratem z kadrą masz sobie coś do zarzucenia?

– Absolutnie nie. Tak, wypiłem kilka win – tutaj słowo wyjaśnienia – wina serwowane w samolotach są dużo mniejsze, więc „kilka” oznacza jakieś trzy kieliszki. Lot był dziesięciogodzinny, stąd wydaje mi się, że nie było w tym wszystkim tragedii, tym bardziej, że następny dzień miałem wolny. Wracałem do swojego klubu, gdzie nie miałem treningu, więc nikogo nie powinno to interesować. Ta afera była trochę pokłosiem tego, co działo się w Legii Warszawa, gdy byliśmy w niej razem.

– Mógłbyś opowiedzieć o tym trochę szerzej? Nie dogadywaliście się od najdawniejszych czasów.

– Tak, trenerzy zwykle nie lubią młodych bramkarzy, bardzo rzadko zdarza się, że jest inaczej i Franciszek Smuda był tego przykładem. Poza tym on ogólnie nie przepadał za młodymi zawodnikami i często lubił im dorzucić do pieca swoim bardzo ciętym humorkiem. Kiedyś nie dobrał słów odpowiednio i poczęstował mnie takim swoim „śmiesznym” cytatem. Nie wytrzymałem, wstałem na nogi i zacząłem do niego biec. Chciałem… nie wiem co chciałem, szczerze mówiąc. Całe szczęście złapał mnie trener Jacek Kazimierski i skończyło się na przytuleniu. Takim bardzo fajnym przytulasie od trenera Kazimierskiego.

– Powoli zbliżamy się do końca, do końca zbliża się też Twoja kariera. Po ponad 25 latach nie będzie już treningów, wyjazdów na mecze…

– …nie masz k… pojęcia jak ja się cieszę (śmiech). Wiesz co, ja naprawdę przez najbliższe kilka miesięcy będę stronił od piłki. Chcę żyć poza nią, chcę w końcu usiąść gdzieś na krawężniku i napić się piwa. Kiedyś nie mając takiej możliwości wspominałem o tym, że wyobrażam sobie siebie spacerującego po plaży w Malibu czy gdzieś tam. Mam nadzieję, że tak za chwilę będzie. Życie jest na tyle piękne, że możemy zrobić z nim cokolwiek chcemy. I ja mam taki zamiar.

– Pojawiła się jakaś oferta pracy w piłce?

– Wczoraj przeczytałem, że Boruc w skautingu. Nie wiem, gdzie mógłbym być skautem, chyba w warszawskich barach i skautować, w którym miejscu jest lepsze piwo. Nie, w piłce nie chciałbym się znowu znaleźć.

– Na pożegnania przyjdzie czas. Nic mądrego teraz nie wymyślę, ale kiedyś na trybunach mówiłem, że teraz dopiero zaczynam swoją przygodę z piłką nożną. Miło będzie mi żegnać się na trawie, ale ja jestem bardziej kibicem niż piłkarzem, zawsze się tak czułem. Więc ja się dopiero witam.


Źródło: Biuro Prasowe Legii Warszawa

Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.

Możliwość komentowania została wyłączona.

Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.