Czesław Michniewicz w pierwszym wywiadzie po zakończeniu mundialu: Ja w ogóle nie chciałem tej premii

Czesław Michniewicz, selekcjoner reprezentacji Polski w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim dla Radia ZET zabrał głos ws. swojej przyszłości oraz zamieszania wokół kadry narodowej.

Zdaniem szkoleniowca jego zespół na mundialu osiągnął zakładany cel. W przegranym meczu z Francją (1:3) kluczowa okazała się zmarnowana okazja Piotra Zielińskiego.

– Gdy wsiadaliśmy do samolotu do Polski to czułem ulgę, że to o czym marzyliśmy, czyli spędzenie Barbórki w Katarze, co oznaczało wyjście z grupy, ziściło się. Gdy wylądowaliśmy po siedmiu godzinach, bo lecieliśmy pod wiatr, okazało się, że problemów zaczęło przybywać z różnej strony. Dzisiaj mało się rozmawia o wyniku sportowym, a uważam, że był dobry. Nie jest to wynik ponad stan, nie przykryje wyników trenera Piechniczka czy Górskiego, ale jak zobaczy się na reakcję Roberta Lewandowskiego po golu z Arabią Saudyjską, Wojciecha Szczęsnego, gdzie widać jak polały się łzy, to widać, jakie to były wielkie emocje – stwierdził Czesław Michniewicz.

Selekcjoner zajął się również spekulacjami na temat spodziewanej premii za wyjście z grupy obiecanej przez premiera Mateusza Morawieckiego.

– Spotkanie z panem premierem było w dzień wylotu do Kataru, po treningu regeneracyjnym, na obiedzie. Premier rozmawiał z całą naszą delegacją. To było aż 65 osób, nie licząc nawet członków zarządu. To była luźna rozmowa. Premier przemieszczał się po sali, przy każdym stoliku rozmawiał. Żartów było dużo. Przy niektórych stolikach pytali, w jakich ewentualnie walucie, bo ktoś zarabia w euro, ktoś jeszcze w czym innym. To była luźna, niewiążąca rozmowa. Najważniejsze słowa padły tuż przed pamiątkową fotografią, gdy Robert Lewandowski wręczył mu upominek, co jest pokazane na vlogu. Tam też premier powiedział, że jeśli wyjdziemy z grupy po 36 latach to on pomyśli nad premią. Obiecał też, że jeśli czas i obowiązki pozwolą to przyleci na mecz i będzie czas uściślić szczegóły odnośnie premii. Premier do nas nie doleciał, składał gratulacje po kolejnych meczach, a ja te gratulacje przekazywałem. Przed Francją napisał, że obowiązki nie pozwolą mu przylecieć na mecz, ale w kolejnej rundzie zrobi wszystko, żeby być – podkreślił.

Michniewicz stwierdził, że on i jego asystent Kamil Potrykus w ogóle nie chcieli dostać premii od rządu.

 – Nie czuję się oszukany. Nie jechaliśmy dla pieniędzy, tylko spełnić marzenia. Proszę mi wierzyć, że jeśli na 20 dni przez 5 minut rozmawiasz o premii to świadczy jak najlepiej o nas – że skoncentrowaliśmy się na tym, co najważniejsze – zaznaczył.

– Po meczu z Francją podszedł do mnie Robert Lewandowski. Powiedział, że dziękuje za to, w którym miejscu skończyliśmy turniej. Media zawsze z czegoś będą robić problem. Robert nie musiał do mnie dzwonić z wczasów, a we wtorek to zrobił i długo rozmawialiśmy. Tego jest za dużo, dlatego jestem tutaj, by pewne rzeczy prostować. Nie chciałbym, żeby dyskusje zdominowały tematy poboczne – dodał.

Selekcjoner skomentował również doniesienia o swojej przyszłości i rzekomego konfliktu z prezesem PZPN.

– Co zrobi pan prezes Kulesza to zobaczymy. Nikt nie wie, włącznie ze mną. Mówienie, że jestem z nim w konflikcie to kolejna manipulacja. Cały czas jestem z nim w kontakcie, również po przylocie do Polski. My po przylocie do Kataru mieszkaliśmy wszyscy w jednym hotelu, z delegacją PZPN. Przed pierwszym meczem delegacja przeniosła się do hotelu oddalonego o 40 km. Tam też doleciały cztery drużyny piłkarzy; można było wykupić taką wycieczkę na mecze, za własne pieniądze. Tam mieszkała m.in. żona Kamila Glika, od Matty’ego Casha było dwanaście osób. Po Arabii Saudyjskiej, w niedzielę zrobiliśmy dzień wolny. Część pojechała do miasta, była możliwość pójścia do kościoła, bo był polski ksiądz, a wieczorem zorganizowaliśmy wspólną kolację u nas w hotelu, w formie grilla. To było jedyne spotkanie z rodzinami – kontynuował Michniewicz.

– Wszystkie nasze odprawy, które odbywały się przed meczami były poświęcone stylowi gry naszej reprezentacji i przeciwnikom. Być może ktoś to kiedyś pokaże, ale wszyscy zobaczą, w jakim stylu chcieliśmy grać. Pierwszy mecz determinuje cały turniej, co powiedzieli moi poprzednicy. Tak było za kadencji trenera Janasa, Engela, chociażby Nawałki. Trener Piechniczek i Gmoch nie przegrali, opowiadali mi o tym. Meksykanie od 40 lat wychodzili z grupy, my od 36 lat nie, więc nie byliśmy faworytem w tym grupie, skoro była jeszcze Argentyna. Nasza taktyka na Meksyk była, żeby się zabezpieczyć, ale też wykorzystać swoje szanse, potencjał zawodników. To był mecz jak ze Szwecją w pierwszej połowie: zamknięty. Bramka na 1:0 wiele tam zmieniła. Gdybyśmy wykorzystali karnego to również mogłoby się skończyć 2:0 – stwierdził Michniewicz.

– Nie zamierzam zrezygnować. Do 31 grudnia jestem pracownikiem PZPN. Co będzie dalej to zdecyduje prezes. Nie wywieram żadne presji. Nasza relacja jest bardzo dobra. Prezes Kulesza cały czas pomaga, wspiera, jest po mojej stronie. Może ktoś by chciał, żebyśmy się pokłócili – podsumował selekcjoner.

Źródło: Radio ZET

Fortuna 1 Liga (462) Jagiellonia Białystok (293) Legia Warszawa (544) PKO BP Ekstraklasa (1006) PZPN (425) reprezentacja Polski (906) transfery (331)

Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.

Możliwość komentowania została wyłączona.

Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.