Futbol z Cebulą cz. 3 „Mamy to!”

Ostatniego dnia listopada roku pańskiego 2022 zdarzyła się rzecz, której nie wierzyłem, że dożyję. Pierwszy raz od niemal czterech dekad Polska wyszła z grupy na mistrzostwach świata.

Zrobiła to w stylu zadowalającym, jak na nasze standardy. Kto z nas nie wyobrażał sobie trzech łomotów w meczach z Meksykiem, Arabią Saudyjską i Argentyną? No…. ja. Wierzyłem, że ta kadra pod wodzą tego selekcjonera, jest w stanie osiągnąć cel minimum, jaki przed każdym Mundialem sobie stawiamy jako naród. Awansować z grupy. Nie będę teraz opowiadał bajek, że zagraliśmy z Argentyną dobry mecz. Powiem więcej – spierdoliliśmy go na całej linii. Zdziwieni? Ja nie. Przypuszczałem, że nasza kadra będzie grała na wynik, że Argentyna będzie nas niemiłosiernie cisnąć, że zaparkujemy w polu karnym autobus.

Dodam tylko, że ten autobus wyglądał trochę jak stan pojazdów pierwszych lepszych Miejskich Zakładów Komunikacji jeszcze kilka lat temu. W zawieszeniu coś stuka, gdzie indziej coś puka, silnik pluje olejem i od dwudziestu lat nie powinien już być użytkowany, generalnie – syf kiła i mogiła.

„Albicelestes” pokazali nam miejsce w szeregu, a przecież nie grali na sto procent mniej więcej od wtedy, kiedy strzelili drugiego gola, a Messi porozmawiał ze swoim imiennikiem, Lionelem Scalonim, na temat wyniku w drugim spotkaniu. Widać było, że Argentyna trenuje różne warianty rozegrania piłki w meczu z biało-czerwonymi, co jakiś czas kończąc akcję strzałem dla niepoznaki. Mieliśmy ogromny problem z wyjściem spod pressingu, który moim zdaniem stał na bardzo wysokim poziomie. Mówi się, że gra się tak, jak pozwoli Ci przeciwnik. Nam przeciwnicy nie zostawili ani pół metra miejsca i śmiem twierdzić, że z każdym kolejnym spotkaniem, drużyna z Ameryki Południowej będzie się tylko rozkręcać. Widzę ich w finałowej czwórce tych mistrzostw, serio.

Dobra, popłakali? Wystarczy. Wystarczy wylewania żali na naszych kadrowiczów i sztab. Zrobili to za mnie ludzie, którzy w tej dziedzinie mogliby się doktoryzować – Jan Tomaszewski i Wojciech Kowalczyk. Tak sobie słuchałem i czytałem ich wypowiedzi i wiecie co? Gówno mnie obchodzi, co ci ludzie mają do powiedzenia w kwestii piłki międzynarodowej w wykonaniu Polaków. Do obu mam szacunek, temu zaprzeczyć nie mogę i nie chcę. Ale zamiast budować pozytywną atmosferę wokół kadry (a oni wiedzą najlepiej jak ważna przy osiąganiu sukcesów jest otoczka) oni walcują kadrę „aż miło”. Grunt, żeby zgadzały się kliki panowie, prawda?

Polska wyszła z grupy dzięki lepszemu bilansowi bramek względem Meksyku. Wiele ludzi ma o to problem do Polaków. Mówią, że zagraliśmy na wynik, że tak nie powinno się robić. Moje pytanie jest następujące: Czy ktoś bronił Meksykowi przycisnąć Arabię Saudyjską jeszcze bardziej albo wygrać z nami? Nie? To morda w kubeł. Jedni powiedzą, że „po to są zasady, żeby je łamać” a ja powiem „po to są zasady, żeby rozstrzygać kto bardziej zasłużył na awans”.

W rozmowie prywatnej zarzucono mi brak obiektywnego spojrzenia na kadrę, jej wyniki i przebieg spotkań. Jest w tym ziarno prawdy, bo od zawsze patrzę na naszą reprezentację nieco łagodnie. Z rozmowy natomiast wynikało, że kompletnie się z moim rozmówcą nie zrozumieliśmy. On próbował mnie przekonać o tym, że Polska zagrała fatalne spotkanie z Argentyną i generalnie to powinniśmy z honorem oddać Meksykowi awans, bo przecież nie są Polakami. A ja mówiłem o tym, że zagraliśmy fatalnie, ale cieszę się z awansu. Bo to prawda, kurewsko mnie cieszy, że po tylu latach znów możemy zaliczyć Polskę do szesnastu najlepszych drużyn świata. Pal licho, co stanie się w niedzielę. Czy pokonamy broniących tytułu Francuzów, jak zaprezentujemy się na tle kolejnej wielkiej potęgi piłkarskiej. To jest dla mnie już sprawa drugorzędna, bo Polska w końcu osiągnęła swój cel na mistrzostwach świata.

No właśnie – Francja. Mistrzowie świata, byli wicemistrzowie Europy… Wiecie, do czego nawiązuję, prawda? Do przytoczonej niegdyś anegdoty w „Misji Futbol” przez Mateusza Borka. Zastanawia mnie, czy serio jest się kogo bać. Widziałem mecz z Tunezją i nie wyglądało to jakoś turboprzekonująco. Mam świadomość, że Trójkolorowi wyszli na ten mecz drugim garniturem. W porządku, to jedynie pokazuje, że Francuzi nie mają aż tak głębokiego i zrównoważonego składu, jak można by przypuszczać.

Nie mówię również, że to będzie kaszka z mleczkiem. Co to, to nie. Przejechałem się kiedyś na tym stwierdzeniu, kiedy obstawialiśmy w pracy wynik meczu Polska – Słowacja na zeszłorocznym Euro. Wydawało mi się, że nasi sąsiedzi będą musieli uznać naszą wyższość i to kilkoma bramkami. Wszyscy wiemy, jak to się skończyło. W niedzielę będzie piekielnie ciężko. Możnaby porównać to spotkanie do pojedynku Dawida z Goliatem, gdzie nie ma żadnych podstaw do tego, by przypuszczać osiągnięcie przez nas korzystnego rezultatu.

Ale romantyzm w piłce nożnej jest żywy, wieczny. Pozwala ludziom z tego kraju, tak małego i ubogiego w tuzy futbolu, marzyć. Dlaczego los miałby się do nas nie uśmiechnąć jeszcze raz? Szczęściu trzeba pomóc i wierzę, że nasi reprezentanci mają tego świadomość. Niedziela zdefiniuje wszystko. Nawet, gdybyśmy mieli przegrać, a przez co odpaść z turnieju – tym ludziom należy się szacunek za osiągnięcie tego wyniku. Amen.

https://www.youtube.com/BajkoBooki

Fortuna 1 Liga (462) Jagiellonia Białystok (293) Legia Warszawa (544) PKO BP Ekstraklasa (1006) PZPN (425) reprezentacja Polski (906) transfery (331)

Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.

Możliwość komentowania została wyłączona.

Miejsce na twoją reklamę

Chcesz zareklamować się na portalu z ogromną ilością wyświetleń? Bardzo dobrze trafiłeś!!! To jest miejsce gdzie w dobry sposób pokażesz swoją firmę.